sobota, 1 października 2011

NEW YORK!


Noc  była trudna. Wąska kołdra, raz za zimno, raz za gorąco. Obudziliśmy się przed szóstą i po małym śniadanku pojechaliśmy na lotnisko. Pierwszy lot do Frankfurtu krótki i spokojny. Po wylądowaniu mieliśmy do następnego startu godzinę i 25 minut. Niby dużo, ale nie na tym lotnisku. Szybkim krokiem przemieszczaliśmy się do naszego samolotu korzystając z wielu ruchomych chodników przyspieszających chodzenie dwukrotnie i już po… około 50 minutach byliśmy na miejscu. Lecimy klasą bussines i w poczekalni przywitały nas darmowe bufety napojów, przekąsek i alkoholi. Specjalnie nie korzystaliśmy, albo wiedzieliśmy, że na pokładzie samolotu będzie specjalna kuchnia. Mamy to szczęście, że lecimy Airbusem 380, czyli aktualnie największym samolotem pasażerskim świata. W wersji podstawowej potrafi zabrać ponad 800 osób. To naprawdę kolos. Mamy wspaniałe siedzenia z masażami i elektryczną regulacją we wszelkich możliwych kierunkach. Do tego porządne słuchawki i mega zestaw filmów, gier i muzyki. Jest to inny rodzaj podróżowania. Fotel można zmienić w dwumetrowe łóżko. A ja myślałem, że w mojej ósemce są najlepsze fotele. Ponadto oczywiście gniazdko 110 volt, USB, długopis, skarpetki, szminka, zatyczki do uszu, osłonka na oczy, kocyk i takie tam pierdoły. Pani lata z szampanem. Obok foteli liczne fajne schowki. A jak mnie Baśka wkurzy, to mogę postawić między nami ściankę i nie widzieć jej do końca lotu. Ale dlaczego miałaby mnie wkurzyć? Znalazłem jeszcze gniazdko do internetu, ale niestety nie mam kabla. Lecimy już kilka godzin i jest… fajnie. Basia raczy się szampanem, a ja kosztuję włoskie wyselekcjonowane prze specjalistów wino. Podano nam kartę i myśleliśmy, że mamy wybierać spośród trzech przystawek, ale podano nam je wszystkie. Fajnie jest. Trochę trzęsło i jak spojrzałem na mega wielkie skrzydło, to zrozumiałem dlaczego ten samolot leci. Ludzie zawsze podpatrują zachowanie zwierząt i ten A380 lata jak ptak machając skrzydłami J. Masakra. Ma czym machać. Stewardesy są niezwykle natrętne. Co chwilę podjeżdżają z wózkiem pełnym napoi różnych, głownie mocniejszych. A na lotnisku czeka na nas przecież człowiek z Urzędu Imigracyjnego. I jak my się z nim dogadamy? Znowu samolot zaczął machać skrzydłami. Robię przerwę w pisaniu (na uspokające winko). Przestało trząść. Czekamy na deser i idziemy spać. Przed chwilą zauważyliśmy, że od wielu godzin jesteśmy na nogach, a według czasu amerykańskiego jest dopiero 6.50. Czeka nas jeszcze bardzo długi dzień.  No i wylądowaliśmy. Odebrał nas sympatyczny pan i powiózł lincolnem do hotelu.  Samochód super wygodny. Śpimy w hotelu Holiday Inn. Pokoik malutki, ale damy radę. Poszliśmy sobie na spacer i doszliśmy do Chinatown. A że lubimy chińszczyznę, to oczywiście zjedliśmy kolację wschodnią. Ze względu na czystość nie odważyliśmy się zjeść w taniej jatce i odwiedziliśmy restaurację. Restauracja to gruba przesada. Ot średnia chińska knajpka. Było smacznie, ale rachunek nas zaskoczył. Powiem delikatnie – drogo. Po drodze spotkaliśmy panią, która miała rurki w nosie do tlenu i za sobą targała na kółkach butlę tlenową – co kraj to obyczaj. W Polsce już 1.00 w nocy, a tu 19.00. Spać się chce, ale co tam. Wytrzymamy jeszcze. Namawiam Baśkę na kolejny spacer, ale ona zaległa w łóżku i nie zamierza się ruszać. Muszę nad nią popracować. Na jutro byliśmy umówieni z Tomka kolegą mieszkającym od wielu lat w Stanach, ale nie mogę się z nim skontaktować, więc nie wiadomo jeszcze jak spędzimy dzień. Na dzisiaj koniec. Jeszcze wiadomość dla Damiana – hot-dog na ulicy zjedzony!





           

4 komentarze:

podróże uszatka pisze...

No i się zaczęło :) a co z następną kopertą???????
Pilnuj Basi, żeby mi się gdzieś nie zapodziała w tym zatłoczonym mieście!Pozdrawiam nieustannie.Danusia

Magdalena Nowacka pisze...

Jak hotdog zjedzony to NY można uznać za zaliczony :P a tak poważnie to zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać !!! buźki M:)

Anonimowy pisze...

noooooo to super :)a smakowalo????
tak sobie pomyslalem... co wy z namy czytajacymi tego bloga robicie!!!...czlowiek wstaje i pierwsze co to do bloga!!! co tam u was??? jakie nowe posty???jakie zdjecia???psia krew!!!tak trzymac!!!
love damian:)

moni.ka pisze...

Trzymam kciuki za kolejne podróże i dołączam do grona obserwujących!:)