wtorek, 29 września 2015

Gibraltar

Wczoraj Gibraltar. Terytorium Anglii. Ale w niczym poza językiem i funtami tego kraju nie przypominało. Brud niemiłosierny. Tak naprawdę Gibraltar to wielka góra otoczona nielicznymi uliczkami gęsto zabudowanymi. I granica. Granica jest super. Znajduje się na lotnisku. Aby wjechać do kraju (lub wejść) trzeba przejść przez... pas startowy lotniska. Albo startuje samolot, albo ruch pieszy i samochodowy. Będzie na fotkach. Poza tym jest kolejka linowa na szczyt tej około 500 metrowej skały i na szczycie masa małp. Złośliwych makaków. Zanim dojechaliśmy do Gibraltaru mijaliśmy region Malagi. Adasiu i Damianie! Raj dla Was. Masa pól golfowych.


























Basia mówi - doniczek jak u Doroty!



Jeszcze chwila i my ruszamy!



poniedziałek, 28 września 2015

Ronda

Dzisiaj szybki wpis. Byliśmy w pięknej Rondzie. Bardzo dużo ludzi, masa sklepów i restauracji. Największa atrakcja to stary kamienny most z bodajże XIX wieku nazwany nomen omen New Bridge. Niestety nie da się go dobrze sfotografować. Most łączy dwie strony doliny w której pod mostem można by schować pałac kultury. Cudowny. Próbowałem pstrykać fotki, ale praktycznie nic na nich nie widać. Dziś jedziemy do Gibraltaru, skąd pomału przez dwa tygodnie będziemy wracać do domku. Pozdrawiamy.

Jeszcze trzy fotki z okolic Olvery. A to białe pole z czarnymi kropeczkami to nowe pole oliwkowe. Niestety właściciel plonów nie zbierze. Może dopiero dzieci lub wnuki.













Plaże

Dziś zamęczę was plażami. Ale naprawdę jest czym. W regionie Algarve są najpiękniejsze w Europie plaże. Można się doszukiwać piękniejszych w świecie jeśli chodzi o kolor wody, szerokość plaży, jakieś roślinki obok... Ale ze względu na klifowy urok są chyba najcudniejsze na calutkim świecie. Przed każdym dojściem do wody są ostrzeżenia, że zbliżając się do klifu ponosimy duże ryzyko związane z obsunięciem ziemi lub oderwaniem jakiejś skały. Można się kłaść wszędzie i można też chodzić brzegami klifu, ale jest to związane z ryzykiem, bo morze wydziera lądowi ziemię nieustannie. Zresztą zobaczcie sami o czym piszę. Na prawie każdej fotce jest inna plaża. Chodziliśmy brzegiem morza, bądź szczytami klifów. Najwięcej zrobiliśmy kilometrów (w trudnym terenie) ponad 13.00 Na przykład jadąc na camping zostawiliśmy skuter po drodze i musieliśmy potem po niego iść. Trochę chodzimy i sprawia nam to dużo radości. Jeszcze rok czy dwa lata temu jak coś było odległe o kilometr lub dwa, to wsiadaliśmy na rowery. Jak więcej jak 3 - 4 kilometry to szukaliśmy nawet czasem jakiegoś miejskiego środka transportu. Teraz jak mamy gdzieś dojść kilka kilometrów - to dla nas radocha. Ja nawet na rowerze mało jeżdżę. Ale apropos roweru to muszę się do czegoś przyznać. Jak kupiłem nowy rower w sierpniu to zacząłem codziennie rano jeździć. Najpierw 20 km z odpoczynkiem, potem 20 km bez odpoczynku, następnie ponad 20 km, ale w dużym tempie. Każdego dnia musiałem zrobić jakiś rekord. Do tego dochodził codzienny tenis co najmniej 1,5 godziny , a i chodzić też chodziłem więcej jak zazwyczaj. Drugą przyczyną zmiany trybu życia był zakup apple watcha. Jest w nim super program do aktywności fizycznej, który dokładnie monitoruje wszystko co robimy. Nawet jak siedzimy 30 minut to nas informuje, że czas wstać choćby na minutkę i połazić. I ja się słuchałem. Zdobywałem codziennie jakąś nagrodę (tak, tak! Zegarek mnie nagradza!). Ni i przesadziłem. Pewnego dnia pojechałem do Waldka i mieliśmy zarezerwowany kort na dwie godziny. Po 30 minutach wiedziałem, że nie mam już sił. W końcu przerwaliśmy grę. Przez kolejne ponad dwa tygodnie nie byłem w stanie przejechać na rowerze nawet dwóch kilometrów. Może po 10 dniach odważyłem się na spacer trzykilometrowy. Dopiero po trzech tygodniach mogłem wznowić bardziej intensywny ruch fizyczny, ale i to stopniowo. Chyba dziś (po ponad miesiącu) jest już OK. Przetrenowanie. Najgorsze było to, że przeczytałem iż po bardzo ostrym przetrenowaniu może się zdarzyć, że już nigdy ludzie nie będą mogli wrócić do treningów. Trzeba uważać. Wszystko można, ale stopniowo. No dość tego pisania. Fotki.




















To były fotki gdy sam popłynąłem łódką. Były fale i Basia się nie odważyła. Teraz będą zdjęcia z nasze wyprawy po skuter.














Na zdjęciu poniżej widać jak spadł kawałek klifu wraz z murkiem.










I w końcu doszliśmy do miejscowości, w której stał nasz skuter.



A teraz będą fotki robione z łódki, gdzie byliśmy razem z Basią.


Jest tu cała masa grot, do których można bez problemu wpływać. Czasem wejście jest tylko tak duże, aby zmieściła się małą łódka i to tylko w czasie odpływu. A czasem w takiej grocie jest otwór, przez który wpadają promienie słoneczne. 















A to najpiękniejsza grota. Ta poniżej. Zwróćcie uwagę na to, że na piasku stoją ludzie. Ogromna.










A to już ośmiokilometrowy spacer do... największej kolekcji pisakowych rzeźb. Autentycznie zrobione z piasku. Co roku jest inny temat. W 2015 roku jest to muzyka.













A to nasze łupy zerwane po drodze. Migdały, limonki i granaty. Zarówno migdały jak i granaty można tu sobie zrywać tonami.






Hiszpania jest największym producentem oliwy z oliwek. Mają jej tak dużo, że nie mają jej jak konfekcjonować i wysyłają do pakowania ogromne ilości do... Włoch.



A popołudnie spędziliśmy w Setenil de las Bodegas. Czyli w miasteczku wkomponowanym w skały. Niesamowite.















Bezstresowe wychowanie. A tatuś tylko grzecznie prosił, żeby chłopczyk zszedł. Ale ten nie chciał i nawet zaczął skakać.


A to już słynna z produkcji oliwy Olvera. Cudne andaluzyjskie miasteczko zbudowane na górze.




I niby krwawy łysy, ale jakoś mało czerwony. Dziś jedziemy do niesamowitej Rondy. I nie mylić z Rondą Alfa. To urzekające miasteczko w Andaluzji. Naraźki.