czwartek, 6 października 2011

Czarny dzień.


Wczoraj wieczorem Basia była na zakupach i po powrocie powiedziała mi, że przed sklepem Apple był tłum ludzi, to może już sprzedają iPhona 4S. Później okazało się, że ludzie przyszli na cześć zmarłego Jobsa. Nie wiem czy wiecie, ale on się urodził, pracował i zmarł właśnie w San Francisco. Poniżej wczorajszy tłum.


Rano jadąc na lotnisko przejeżdżaliśmy obok firmowego sklepu w rodzinnym mieście Jobsa i pokazały się kwiaty i na szybie karteczki z wpisami.


Na lotnisko dotarliśmy lekko spóźnieni i czekały nas dwie ogromne kolejki. Jedna do odprawy bagażu (kilkadziesiąt osób) i druga do odprawy bezpieczeństwa, znacznie dłuższa. Przy odprawie bagażu okazało się, że mamy za ciężką walizkę i polecono nam przepakować część bagażu do walizki podręcznej. Gdzie sens, gdzie logika? Przecież wszystko i tak miało lecieć jednym samolotem. Ale zrobiliśmy to. Przy odprawie bezpieczeństwa prześwietlono Basi walizkę kilkakrotnie, a następnie ją rozpakowano i prześwietlono w częściach. Znaleziono mój scyzoryk, który między innymi chwilę wcześniej przez nieuwagę przepakowaliśmy. Zdążyliśmy ledwie na czas, podczas gdy samolot się spóźniał. Gdy już zasiedliśmy na swoich miejscach, kołował około godziny, aż nam oznajmiono, że wracamy do terminala, bo się zepsuł. Po dwóch godzinach oczekiwania polecieliśmy, ale wiedzieliśmy, że na wycieczkę o 15.00 nie zdążymy. Na szczęście udało się w hotelu przesunąć ją na godzinę później. Nagle sobie przypomniałem, że w samolocie zostawiłem Ipada. Na lotnisko można się dodzwonić, ale gada się z maszyną, więc chyba już się ze swoim gadżetem pożegnam. Spróbuję jeszcze pogadać pojutrze na lotnisku. Wycieczka okazała się paskudna. Oprowadzająca dziewczyna gadała z szybkością karabinu maszynowego i nic nie mogliśmy zrozumieć. Poza tym była nudna, bo jeździliśmy elektrycznym autkiem i mówiono nam, że w tej hali kręcono taki film, a w tej taki. Jedynie na planie Przyjaciół mogliśmy sobie robić fotkę. Prze jakiś czas nawet zamknęli pod klucz nasze aparaty, abyśmy nie robili zdjęć. Do dupy dzień. Jutro mamy nadzieję na lepszy. Czeka nas rano blisko 8 godzinna wycieczka, a po południu idziemy na Bulwar gwiazd w Hollywood. Zresztą mieszkamy kilkaset metrów od tego bulwaru. Idziemy spać z nadzieją na fajny dzionek. Dobranoc.




2 komentarze:

Magdalena Nowacka pisze...

Szkoda,że ipad zaginął,ale to rzecz nabyta i niech Wam nie popsuje wyjazdu!!! BUZIAKI!!!

Anonimowy pisze...

NIE ZGINAL NIE ZGINAL
ameryka odda i przeprosi:)
love damian