czwartek, 27 października 2011

Dupa lotnisko.

Wczorajsza kolacja była niezwykle ciekawa. Najpierw przetransportowano nas 15 kilometrów za miasto do wioski maoryskiej, gdzie czekaliśmy w napięciu co się wydarzy. Nagle wpadli dzicy Maorowie i tańcem wojennym nas przywitali. Następnie weszliśmy do wioski położonej w ciemnym lesie i w kilku miejscach podglądaliśmy ich życie, kuchnię i zabawy. Na kolację mieliśmy słynne Hangi. W dziurze wykopanej w ziemi kładzie się rozgrzane kamienie z ogniska, na to mięsa kurczaka i baraniny i warzywa. Wszystko nakrywa się workami jutowymi i przysypuje ziemią. Całość należy zostawić na kilka godzin i jedzonko gotowe. Było też dużo pokazów tańca, śpiew i nauka tańca HAKA, czyli takiego wojennego tańca, który zawsze przed meczem rugby odtańcowuje drużyna narodowa `Nowej Zelandii strasząc przeciwnika.  Przed 10.00 byliśmy w hotelu.
W Rotoura śpimy w Novotelu, ale jest paskudny. Żadnych procedur tutaj nie mają. Najgorszy nasz hotel od wyjazdu z Polski. A szkoda, bo wokół miast jest wiele pięknych małych hotelików. Ale cóż! Taki też się może trafić. Zawsze musi być ten któryś najgorszy. Może już mamy go za sobą. Teraz jesteśmy już spakowani i zaraz jedziemy autobusem na lotnisko. Dzisiaj lot ponad trzygodzinny do Quenstown i po południu czas wolny.

No i dupa! Z powodu złej pogody nasz lot jest odwołany i pojedziemy do Auckland autobusem (200 km), a dalej samolotem do Quenstown. Będziemy znacznie później, ale na dzisiaj nie mieliśmy nic w planie, więc po prostu dodatkowa wycieczka autokarowa. Wczoraj zapomniałem jeszcze coś dopisać. Gdy byliśmy z Trentem na wycieczce, nad pewnym jeziorem zauważył pustą puszkę w trawie. Bardzo się obruszył, podniósł ją i zabrał do samochodu (nie było śmietnika). Nic zatem dziwnego, że tak tutaj czysto. Oni mają porządek we krwi.

















1 komentarz:

Anonimowy pisze...

koszulka:)
love D