poniedziałek, 24 października 2011

Auckland


No i jesteśmy w Nowej Zelandii. Kraj nas bardzo zaskoczył swoją czystością. Nawet śmietniki na ulicy (na zdjęciu) są tak czyste, że można by z nich jeść. Porównać to można tylko do Singapuru, bo nawet w pięknej Holandii  w większych miastach nie jest tak poukładane jak tutaj. Nocleg mamy rewelacyjny. Hotel w samym centrum miasta przy porcie. Trochę tu śmiesznie, bo niby eksluzywny hotel, a mamy pokój dzienny, sypialnię, łazienkę, kuchnię i... pralnię z automatem i suszarką bębnową nawet. Rano odbyliśmy wycieczkę autobusem, podczas której pan opowiadał o tym urzekającym kraju. Bardzo dużo tutaj żaglówek i łodzi motorowych. Chyba każdy obok samochodu ma jakieś pływadełko. Śmiać nam się chciało jak usłyszeliśmy, że jedziemy oglądać jakiś krater. Basia mówi, że już nie chce żadnych wulkanów, bo są nudne. Ale oczywiście musieliśmy go zobaczyć, bo z karateru Eden rozciąga się piękny widok na miasto. Był tam mosiężny okręg z wyrysowanymi odległościami do różnych części świata. Do Polski mamy około 18000 kilometrów. Przed jedną z restauracyjek było menu, a w nim jedną z propozycji jest PIES. O co chodzi? Kolejną atrakcją był świat podwodny. I tutaj czekała nas fantastyczna niespodzianka. Pingwiny. Są naprawdę przeurocze. Poza tym tradycyjnie tunel, nad którym pływają płaszczki i rekiny, oraz szereg pięknych akwariów. Na koniec wycieczki popłynęliśmy statkiem, ale był to bardzo nudny rejs. Popłynęliśmy oczywiście do… wulkanu. Poza tym nic ciekawego nie było. Bardzo źle się słucha tutejszych przewodników, bo akcent mają trochę inny i nie zawsze można ich zrozumieć. Miasto oczywiście jeszcze żyje Mistrzostwami Rugby. Pełno wszędzie akcentów związanych z tymi zawodami. Pierwsze dwa zdjęcia, to oczywiście jeszcze Bora Bora i kibelek na lotnisku w Tahiti. Przyjechaliśmy wczoraj do hotelu w Auckland około 24.00 i byliśmy mocno zmęczeni. 15 godzin podróży i cztery starty i cztery lądowania, to trochę już za dużo. Do tego nudne czekanie na lotniskach. Basia udała się na mały schoping i zaraz idziemy na kolację. Jutro przejazd do Rotorua i czas wolny.  O nowej Zelandii napiszę kiedy indziej, bo dzisiaj jakoś nie mam weny, a i darmowy net kiepsko chodzi. W Mistrzostwach świata prowadzę na razie 6:5. Naraźki.







































3 komentarze:

Magdalena Nowacka pisze...

Rewelacyjne zdjęcie w szczękach rekina!! :) urocze te pingwinki, weźcie jednego ze sobą do domu bo zimy u Nas srogie to będzie mu dobrze :P buziaki!

Anonimowy pisze...

pies??? psa nie jedz!!! nie dobre !!!
D

Anonimowy pisze...

Basiu, z kwiatkami na pomoście wyglądasz CUDNIE!!!!!
Faktycznie, psów nie jedzcie!!!!! :)
Danusia.