niedziela, 9 października 2011

Las Vegas


Las Vegas
Rano limuzína odebrała nas z hotelu i już po 30 minutach byliśmy na lotnisku. Udaliśmy się do biura rzeczy zagubionych. Niestety iPada nie było. Pan nam powiedział, że po naszym locie, samolot udał się do Denver, a potem do Meksyku. Tam też wysłał zapytania i jak się znajdzie, to nas powiadomi. Lot trwał tylko czterdzieści parę minut. Las Vegas przywitało nas piękną pogodą z temperaturą około 25 stopni. Powinienem teraz chyba napisać to co mi Basia napisać kazała. Mianowicie, że nic nie napiszę, bo to trzeba zobaczyć samemu. Nie da się po prostu opisać. Ale ja jednak choć trochę spróbuję. Budowle jak z innego świata. Całe Vegas to mały świat. Jest tu Nowy York, Paryż, Moskwa, Monte Carlo, i wiele innych miast. A w każdym z nich to co najbardziej charakterystyczne, czyli Statua Wolności, Wieża Eifla itp. Niemalże każdy budynek to zarazem i hotel, i centrum handlowe i kasyno, i sale widowiskowe. Myśleliśmy, że do kasyna wchodzić należy odpowiednio ubranym, będzie jakaś weryfikacja, ograniczenia. Nic z tych rzeczy.  Po wejściu z dworu już znajdujemy się w podziemnym mieście pełnym sklepików i restauracji, a na szerokich drogach do nich prowadzących stoją stoły do ruletki, black jacka i jednoręcy bandyci. Wielkości takiego podziemnego miasteczka nie da się opisać, bo są to hale większe od największych hipermarketów. W jednym kasynie są tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy automatów i tysiące stolików hazardowych. Na ulicach pełno wynalazków. Różniste cudaki łażą. Generalnie miasto jest tanie. Posiłki i alkohole tańsze aniżeli w innych miastach. Tysiące Portorykańczyków wciska foldery i adresy domów publicznych. Nawet ze zdjęciami panienek i cennikiem. Wszystko tu wolno. Wszędzie się pali i pije. Nawet na ulicy. Będąc w Los Angeles, w dzielnicy meksykańskiej, kupiłem piwo w przydrożnej knajpce i spytałem, czy mogę wyjść wypić je przy stoliku na zewnątrz. Nie wolno. To poprosiłem o kartonowy kubek, bo jak sobie przeleję, to nie będzie widać. Nie wolno. Tutaj natomiast ludzie paradują z bardzo w Vegas popularnymi drinkami wielkości pół metra, albo nawet ponad metr. Są w różnych kształtach i mieści się tam nawet kilka litrów. Ot jeden drink na cały dzień. Wieczorem poszliśmy na spektakl KA Cirque du Soleil. Tego już na pewno opisać się nie da. Piękniejszej sali nie widziałem. Potężna i cudowna. A program? Jak zawsze u nich – super. Opowiedzieć się nie da, więc nawet nie próbuję. Sala ta została zbudowana tylko do tego jednego spektaklu i od lat jest on tutaj grany. Jacku! Dzięki za pomysł z KA. Ale żebyście mogli sobie lepiej wyobrazić co to jest Cirque du Soleil, to wiedzcie, że w samym Vegas jest 6 różnych sali i 6 różnych programów granych od lat w wykonaniu tego zespołu. Przed snem poszliśmy jeszcze popatrzeć na słynne potężne fontanny tańczące w rytm muzyki. Długie były na kilkaset metrów a wodę podbijały na wysokość kilkunastu chyba pięter. Wieczorem była kopertka a w niej: Wynajem samochodu i przejazd do zatoki Hoovera i potem do miasteczka Tusayan na nocleg.  Jazda ma potrwać 6 – 7 godzin. Z miasteczka tego wyruszają wycieczki do Grand Canyon. Na pewno chcecie wiedzieć ile straciliśmy w kasynie. NIC! Bo jeszcze nie graliśmy. Zagramy jutro wieczorem jak wrócimy do Vegas. Na dzisiaj tyle, choć nie wyślę tego posta, gdyż nie mam neta. Miłego dnia.






























1 komentarz:

Magdalena Nowacka pisze...

A ta pani co tańczy na stole to z radości bo coś wygrała?? :P