czwartek, 20 października 2011

Bora Bora


Właśnie jesteśmy na lotnisku w Moorea i będziemy lecieć na Bora Bora. Cały gmach lotniska to jedna hala, remontowana w części. Miejsce odpraw to dwa stoliki i obok nich wagi, takie jak mamy w sklepach do ważenia owoców i warzyw przy dostawach. Są tu ostre normy limitu bagażowego i wszyscy płacą za nadbagaż. Wszyscy, ale nie my. Okazało się, że w ramach promocji można bezpłatnie przewozić sprzęt do nurkowania. Okazanie licencji PADI do nurkowania rozwiązuje ten problem całkowicie. Jako że mamy trzy loty wewnątrz Polinezji, zaoszczędzimy około 200 Euro. Ale w ogóle to głupota, bowiem dolecieć można do Polinezji z limitami na osobę 23 i 10 kg, lub 30 i 10  kg, oraz biznes klasa 2x23 i 2x10kg. Praktycznie każdy kto stara się pakować zgodnie z limitem, musi tutaj płacić za nadbagaż.  Wyspa Moorea jest bardzo biedną wyspą. Jest tu tylko kilka ośrodków wczasowych – hotelowych, a poza tym nie ma prawie niczego oprócz domostw i upraw. Ludzie żyją na tyle biednie, że nie stać ich na kupowanie w sklepach i żyją tylko z tego, co sami wyhodują lub zbiorą w lesie. Autentycznie. Tak mówił przewodnik. A że tutaj pięknie wszystko rośnie, to tubylcy raz na jakiś czas wybierają się na zbiory w głąb swojej wyspy.
Zapomniałem jeszcze wcześniej napisać o jakości amerykańskich linii lotniczych. Lataliśmy Deltą i United Airlains. W Europie byłyby to chyba najgorsze linie. Stare samoloty, na każdy lot inne zasady z bagażem i cateringiem. Jedynie obsługa w miarę miła. Tutaj na Tahiti w ogóle micro linie lotnicze. Jak pewnie pamiętacie ostatnio lecieliśmy 7,5 minuty. Dzisiaj pewnie nie więcej jak 30. 
            Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, ale moja żonka wymusiła na mnie wyciągnięcie sobie jednej losowo wybranej kopertki i trafiła na Nową Zelandię. Nie jest zatem tajemnicą to co napiszę teraz. Aktualnie odbywa się w Nowej Zelandii Puchar Świata, czy też Mistrzostwa w rugby. Miejscowi mają niezłego hopla na tym punkcie. Grają w niedzielę finał z Francją. Będzie ciekawie, ale my przylecimy po meczu. Może jednak udzieli nam się choć trochę atmosfera tej niezwykłej dla tubylców imprezy.
            Zdradzę teraz pewną tajemnicę. Trzeci dzień choruję. Jak wróciliśmy z ostatniej wycieczki, poszliśmy posnurkować i na obiad. Ja obiadu już nie ruszyłem i wylądowałem w łóżku. Przyjechał do mnie pan doctor, a recepcja wykupiła mi leki. Już gorączka minęła. Było to jakieś zatrucie, czy też pewnie bardziej zmiana flory bakteryjnej. Jadam tylko bułeczki, papaję i banany. Mogę pić herbatę, wodę i coca–colę. Jako, że po przyjeździe nie wypiliśmy naszego powitalnego szampana, Basia musiała się wykazać nie lada pojemnością żołądka i wypić te pychotki sama. Z drugiej strony co za głupota! Coca colę mogę, a szampana nie.
            Co nas tu jeszcze zaskoczyło, to stosunek do psów. Są tu bardzo zabiedzone. Może trudno wymagać, aby chodziły super nażarte, jak ludzie nie mają co jeść, ale one są okrutnie smutne. A może dla nich te temperatury są zbyt wysokie?  Narodowym kwiatem jest kwiat podobny do frangipani (plumerii), ale siedmiopłatkowy. Pewnie gdzieś we włosach Basi go dostrzeżecie. Plumerii tu jest nieludzkie zatrzęsienie i rośnie przepięknie. W wielu krajach okołorównikowych na drzewach są kwiaty, ale liści jest niewiele. Tutaj rosną w całej okazałości. Natomiast hibiscusy potrafią mieć kwiat, który po wpięciu we włosy zasłoniłby całą twarz damy.

            Kończę pisanie, bo mi nie wygodnie. Na całym lotnisku jest tylko 5 ławek czteroosobowych i to bez oparć. Niewygodnie tu okropnie. Bora Bora to na pewno najpiękniejsza z wysp, ale czy my to tak odbierzemy jak oczekiwaliśmy? Powiem za siebie, że na razie Polinezja bardzo mnie rozczarowuje. Bieda, woda nie wszędzie taka piękna jak na obrazkach i nie było takiego powitania na jakie czekałem. Otóż kiedyś w jakimś programie TV, bodajże Szwarc-Bronikowskiego, przed ponad 30 laty zobaczyłem jak witają ich tubylcy na lotnisku w Tahiti i bodajże na Hawajach Byłem jeszcze dzieckiem, ale dnia dzisiejszego pamiętam ten obraz. Na szyje zakładano turystom wielkie sznury ze świeżych kwiatów. My tylko raz dostaliśmy na lotnisku kwiaty i to bardzo ubogie. To człowiek czeka 30 lat na to wydarzenie i gówno.  Dzisiaj na osłodę dostaliśmy naszyjniki z muszelek. Oczywiście to też fajne, ale gdzie spełnienie moich dziecięcych marzeń? Mają jeszcze jedną szansę na Bora Bora. Czy ją wykorzystają – okaże się już wkrótce. Nic to. Oddaję tekst recenzentowi Basi do sprawdzenia i wyłączam kompa. Za pół godziny lot.













No i w końcu mamy to co chcieliśmy. Piękna woda, cudne krajobrazy. Potężny ośrodek z… bardzo małą ilością ludzi. Wielka prywatność. Nawet jest kościółek. Mieszkamy na jednej z wysepek Bora Bora w pięknym domku na wodzie. Z tarasu widok na ocean i tysiące kilometrów nie ma nic. Jutro wycieczka do lagoonarium. Przywitano nas pięknymi naszyjnikami kwiatowymi. Ja czuję się już prawie dobrze. Na kolację zjadłem ryż z gotowanym kurczakiem. W Hiltonie suchy ryż!!! Jutro pomału kończę dietę.


































7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Mam nadzieję, że tak będzie w raju :) uściski Danusia.

Magdalena Nowacka pisze...

Nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia!!! Jak tam jest przepięknie!!! I do tego mój ulubiony kolor wody... chyb zapakujemy się z Tomkiem w paczkę i nadamy tam :P
PS super wygląda ta kolorowa tunika!! (to do mamy)

buziaki!!

moni.ka pisze...

Zdjęcia niczym z folderów reklamowych...Cudownie:)

Anonimowy pisze...

OOOO MY GOODNESS!!!!!
ja tez pakuje siebie i damiana w paczke i serwiskiem na bora bora. zjawiskowe miejsce, fajne foty, a jakie kolory. WOW! wy super wygladacie - "zakochana para piotrek i barbara". w hiltonie na suchym ryzu:)))))......tego jeszcze nie bylo.duzo zdrowia.buzki.KH

Magdalena Nowacka pisze...

Czy Wy nie macie za dobrze przez mały przypadek?!?!? :P

Unknown pisze...

Z jakiego biura podróży jechaliście?

Piotr Waldek pisze...

Zawsze z Top Travel z Warszawy. Wakacje na miarę. Wszystko uzgadniacie. I hotele i program możecie modyfikować według potrzeb i zainteresowań. Kontakt Olga Walas 502 579 143. Pozdrawiam
PIotr Nowacki