wtorek, 25 października 2011

Rotorua


Poniżej fotka z internetu.


Wczoraj na kolację udaliśmy się do portu, gdzie jest wiele miłych restauracyjek. Postanowiliśmy zjeść owoce morza. Były krewetki koktajlowe, king prawnsy, ryba, małże (kilka razy większe od europejskich), ostrygi, kalmary. Ja zjadłem w miarę ze smakiem. Ostrygi to nie moja specjalność, więc tylko przelatywały przez moje usta prosto do żołądka. Basi nie podeszły małże i w sumie wyszliśmy niedojedzeni. Rano odebrał nas autobus, aby zabrać nas do Rotoura, miasteczka położonego nad jeziorem. Jutro mamy wycieczkę do parku geotermalnego, a wieczorem kolację połączoną z tańcami maoryskimi i muzyką regionalną. Podczas dzisiejszej podróży zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić grotę ze świecącymi robaczkami. Najpierw udaliśmy się na trking po jaskiniach, gdzie przyroda pięknie wyrzeźbiła stalaktydy, stalagmity i inne twory. Później wsiedliśmy na łódkę i w kompletnej ciemności płynęliśmy po jaskiniach obserwując miliony świecących robaczków. Widok niesamowity. Niestety nie można było robić zdjęć. Robaczki świecą pupą na niebiesko. Żywią się komarami. Siedząc na suficie spuszczają klejącą nić, która wygląda jak przezroczysty makaron. Jak komar przyklei się, to owad wciąga ten makaron jak człowiek spagetti i konsumuje owada. Im bardziej głodny, tym mocniej świeci. Krajobraz Nowej Zelandii to przede wszystkim pastwiska. Wszędzie bardzo czysto, drogi bardzo dobre, ludzie mili. Dobre miejsce do zamieszkania. Porównać można chyba ten kraj tylko z Holandią, Piękne domki, urzekające ogródki i czysto, czysto, czysto. Tutejsza telewizja na okrągło puszcza relację z meczu rugby. Samochody ciągle są obwieszone chorągiewkami z napisem All Blacks, oznaczającymi miejscową drużynę. W sklepach jest wszystko co może się kojarzyć z rugby. Nawet śpiochy dla niemowlaków są w barwach reprezentacji. Wczoraj przesłałem fotkę z sushi. Jest tutaj niezwykle popularne i bardzo tanie. Kupuje się albo w restauracjach, albo w sklepach na wynos. Wydaje się, że to danie narodowe. Oczywiście pełno wszędzie skośnookich i pełno tu restauracji chińskich, koreańskich czy też japońskich. Nic poza tym się ciekawego nie działo, więc kończę to pisanie i do jutra.


















1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Basiu i Piotrze, pijemy wino, na wsi nie ma pradu, mamy czas podrozowac razem z wami. Wkroczyliscie w "nasza" strefe. Nebawem tam bedziemy z Dominika. Dzieki waszym relacjom wiemy co pieknego nas czeka. Calujemy i sciskamy was mocno. Lidia z Romanem