sobota, 15 czerwca 2013

Italia 2013

Pojechaliśmy do Włoch nad jezioro Como. Nawigacja prowadziła przez Szwajcarię. Droga głównie autostradą, tylko ostatnie 70 km normalną drogą. Kiedy już nam właśnie tyle zostało do końca NAVI pokazało prawie 3 godziny jazdy. Uśmiałem się. Niestety to była prawda. Tyle jechaliśmy. Maksymalna wysokość to ponad 2200 mnpm. serpentyny, śnieg. Masakra. Ale dojechaliśmy. Należy pamiętać, że jechaliśmy ośmio-metrowym camperem.










A to już Włochy. Basia trzyma wnętrzności kalmara, który zaraz zostanie zgrilowany.


A tu cofamy się w czasie. Po drodze odwiedziliśmy miasteczko Rothenburg w Niemczech. Piękne, malownicze i słynie z tego, że jest tu całoroczny sklep Świąt Bożego Narodzenia. Cuda cudaki. Magiczny sklep jak z bajki.


A to miejscowe przysmaki. Faworkowe kule.






Poniżej knajpo - sklep w Szwajcarii. Zdjęcia nie oddają jego uroku, ale był przecudny. Taką knajpkę chciałbym mieć.






A jak Włochy to oczywiście pyszne jedzonko. Jemy dużo i smacznie. Dla równowagi dużo jazdy na rowerze.



Wina próbujemy wszelakie. Od Amarone, po takie nalewane. Wszystkie smaczne.


Paela


O! Jeszcze jedna fotka z drogi. Teraz jesteśmy w Bardolino. Nad Como się nie zatrzymaliśmy, bo mało jest campingów, a poza tym są położone z dala od miast i atrakcji. Także standardowo wylądowaliśmy nad Gardą. Byliśmy już w Sirmione, teraz Bardolino, jutro Lazise, potem jeszcze Riva del Garda i na koniec Limone, gdzie jesteśmy umówieni z kolegą. Stamtąd już do domu. Pogoda piękna. Auto raz nawaliło, ale szybko nam w serwisie naprawiono. W poniedziałek i wtorek mocno cofamy się w czasie. Idziemy się wyżyć do... Wesołego Miasteczka. A jest tu bardzo fajne - Gardalandia. Chyba 4 kolejki, także wisząca. A na drugi dzień Aqualandia i Movie Park. Będziemy dziećmi. No to naraźki.


sobota, 16 marca 2013

W domu

Dojechalismy. Waszego czasu rozpoczelismy podroz o godzinie 23.00 i o 23.00 nastepnego dnia bylismy w domu. Jestesmy totalnie rozregulowanii, ale pomalu dochodzimy do siebie. Na koniec pare niechronologicznych fotek. W Yangoon bylismy u astrologa. Jeszcze nie znamy dokladnie jego przepowiedni na temat mej zoneczki, ale mamy wszystko nagrane na plycie i wkrotce podejmiemy sie analizy. Zyc bedzie 88 lat. Jak juz pisalem, tutaj nawet najwyzsze wladze korzystaja z takich uslug przy podejmowaniu waznych decyzji. No to narazki i do nastepnej podrozy. A jakie sa nasze podrozne plany? Na razie blizej nie sprecyzowane, bo czekamy na wnuka.

Tutaj trzeba sobie Basie odszukac.
 

 

 

wtorek, 12 marca 2013

Wyspa

Dzisiaj bardzo krótki wpis. Wybraliśmy się z tubylcami łódeczką na Wyspę Pereł. Co prawda pereł tam nie widzieliśmy, ale było bardzo fajnie. Musieliśmy najpierw dojechać samochodem około 10 km i po drodze mijaliśmy wielkie suszarnie ryb. Skala przemysłowa. Łódka okazała się bardzo bidniutka i mocno chybotliwa. Po drodze zaliczyliśmy snurkowanie, ale w skali 1 do 10 - może 4. Potem zostawiliśmy Basię na plaży i popłynęliśmy na ryby. Połów nie był polowaniem na BIG FISCHA. Łowiło się trzymając żyłkę i wyciągało rybki z rafy koralowej. Ale nie były wcale takie małe. Zjedliśmy po trzy i byliśmy najedzeni. Po południu basen i zimne drinki. Ot taki malutki wpis, bo dużo więcej się nie działo. Nasza podróż zbliża się do końca. Jutro jeszcze lenistwo, a pojutrze lot do Yangon, gdzie zostajemy na jedną noc i w piątek powrót przez Qatar do Berlina. W domu będziemy bardzo późnym wieczorem. Ale na pewno jeszcze coś napiszemy.
Naraźki