środa, 26 października 2011

Wyziewy Matki Ziemii


Mam ograniczenia w necie, więc może być trochę chaotycznie. Najpierw podziękowania dla darczyńców walizek dla Basi. Służą nam bardzo dobrze. Dokupiliśmy dla nich ubranka i wszędzie wzbudzamy tym zaciekawienie. Każdy mówi, że to good idea. Czy macie pojęcie co musi przeżyć walizka w naszej podróży? Każdy lot to:
1.     transport walizki przez nas lub bagażowego przed hotel.
2.     Transport jej samochodem ( a czasem potem jeszcze łodzią)
3.     Kolejna jej przejażdżka wózkiem na lotnisku do odprawy.
4.     Transport taśmociągiem do sortowni.
5.     Przejażdżka na przyczepie do samolotu
6.     Załadunek i lot samolotem
7.     Ponowna podróż na przyczepie z samolotu do odbioru bagażu
8.     Wrzucenie jej na karuzelę do odnalezienia swego bagażu przez podróżnych.
9.     Transport do samochodu na wózku lotniskowym.
10   Jazda samochodem do hotelu
11  Transport przez bagażowego do pokoju.
A że mamy ponad 30 lotów, oraz kilka przemieszczeń autobusem, to walizki muszą przeżyć ponad 300 załadunków i 300 wyładunków. Razem mają ponad 600 stresów. Czy wytrzymają do końca? Ubranka pozwalają na ich oszczędzanie, ale ubranka wyglądają jakby miały już 10 lat i ledwo się kupy trzymają. Walizki wyglądają jeszcze całkiem całkiem.
Wczoraj obok hotelu odbył się różowy marsz związany z problemami piersi u kobiet. Około 2000 ludzi przebrało się w różowe przyodzienie i wyruszyło w 3,5 kilometrowy marsz. Nie ważny, czy stary, czy młody, pies, czy kobieta lub facet. Wszyscy mieli przy tym wiele dobrej zabawy. Chyba naszych rodaków nie byłoby stać na taki gest solidarności. Kolację zjedliśmy w tajskiej knajpce i była wyśmienita. Rano wycieczka wraz z 4 Hindusami, dwoma Germańcami i przewodnikiem Trentem. Trent był niezwykle cierpliwy i miły. Ruszyliśmy popatrzeć jak tu wszystko bulgocze, pali się, dymi,  paruje. Zapomniałbym! Nocą ja podejrzewałem Basię o bąki, a ona mnie. Smród był w sypialni nie do zniesienia. Ale to nie my, tylko wyziewy z matki ziemi. Wczoraj mieliśmy pomyślne wiatry (nie te z organizmów naszych) i tego nie czuliśmy, ale  w nocy wiatr się zmienił i śmierdziało nie do zniesienia. Na wycieczce oglądaliśmy bulgoczące błota, kolorowe jeziorka zabarwione albo algami, albo jakimiś związkami chemicznymi. Były też tryskające na 20 metrów gejzery. Żeby było śmieszniej, niektórym woda tryska w ogródkach przydomowych dając darmowe ogrzewanie. A jak dziura w ziemi z gorącą wodą, to przecież można to wykorzystać do gotowania. I tak się dzieje w rzeczywistości.  Ziemia w wielu miejscach jest gorąca. Temperatura wody dochodzi do 100 stopni. Jak ma poniżej 75 to żyją w niej algi i zabarwiają ją, jak więcej to związki chemiczne biorą się za jej upiększenie. Byliśmy także obejrzeć rękodzielnictwo. Mężczyźni zajmują się rzeźbą, a kobiety przyozdabianiem ścian i wykonaniem ubrań. Robią to z liści podobnych do draceny. Na koniec odwiedziliśmy kościół dwóch wyznań. Na zmianę obrzędy sprawują tam dwie religie. Taka współpraca!  Łodzie na zdjęciach mieszczą 40 powożących, ale bywają też 100 osobowe. Są wykonane z jednego pnia drzewa. Dzisiaj jeszcze czeka nas wieczór u Maorysów, gdzie będzie…  Zresztą nieważne. O tym napiszę następnym razem.  Jeszcze ciekawostka z Auckland. Nie wiem czy to przez All Blaks, czy też z innego powodu, ale większość ludzi (80%) chodzi ubrana na czarno.
W Nowej Zelandii mieszka 4,3 miliona ludzi (80% przyjezdnych ii tylko 20% tubylców), 45 milionów owiec, 70 milionów oposów i 70 tysięcy Kiwi. Kiwi kiedyś było 20 milionów, ale są teraz zagrożone wyginięciem. Po pierwsze jedli je Maurowie, a po drugie zjadają je drapieżne zwierzęta. Widzieliśmy dzisiaj żywe kiwi, ale było tak ciemno, że nie dało się zrobić zdjęcia. W miejscu gdzie żyło było bardzo ciemno, bo Kiwi jest aktywne nocą. Ale macie fotkę wypchanego zwierza. Oposa widzieliśmy tylko na ulicy przejechanego przez samochód, więc fotki nie załączam. Te zwierzaki prosto z drzewa wchodzą pod pędzące samochody i w ten sposób wiele ich ginie.  Teraz jest u nas wiosna i kwitną pięknie roślinki. Rododendrony są wielkości naszych kasztanowców. Poza tym masa azalii i wile innych pięknych drzew kwiatowych.
Jutro mamy lot do Quenstown i popołudnie wolne. Powinno być tam bardzo fajnie. Przewodnik z Auckland kazał nam się dobrze wyspać przed przybyciem w to miejsce, bowiem kwitnie tam nocne życie. Tak w ogóle to Quenstown żyje ze straszenia ludzi, czyli głównie sportów ekstremalnych, czyli z produkcji adrenaliny w organizmach ludzkich. No to naraźki, bo jedziemy na kolację i…


















































1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ogrzewanie podłogowe w ogrodzie? czemu nie i jeszcze ciepła woda!!!! coś dla mnie. Zdjęcia są takie mroczne ale ciekawe. Uważajcie na siebie, pozdrawiam Danusia.