wtorek, 29 listopada 2016

Pożegnanie Sri Lanki

Powinienem coś napisać o zwyczajach i mieszkańcach wyspy, ale nie mam za bardzo czasu. Może na Malediwach uda się więcej popisać. 
Owoce na każdym kroku po prostu wspaniałe.




A tu gratka dla panów. Ciągnik porshe. Piękny!


A w garażu...


same cuda.









I jeszcze parę samochodów czeka na renowację. Ot hobby lankijskiego właściciela restauracji i hotelu.



A to słynny w azjatyckich krajach betel, czyli używka. Wikipedia tak oto opisuje jego skład:
Głównym składnikiem są liście pieprzu żuwnego (pieprzu betelowego). Poza nimi w skład wchodzą: nasiona palmy arekimleko wapienne lub pokruszone muszle małży oraz inne dodatki, których różnorodność, jak i proporcje poszczególnych składników są dobierane i modyfikowane w zależności od kraju. Popularnymi dodatkami są: goździkikardamongałka muszkatołowaanyżkokos, cukier, syropy, wyciągi z owoców, które dodaje się w celu poprawienia smaku.
I potem to wszystko się zawija i żuje. Zęby od tego stają się czarne, na czerwono się pluje. Basia z Ryszardem spróbowali. Powinien wykazać działanie pobudzające.


I plujemy.



Orszak pogrzebowy idzie po rozwijanych przed nim białych suknach, czyli białym sari.



Nasz hotelowy współmieszkaniec.


Najlepszy na kaca kokos.


W oczekiwaniu na połów. Rybacy w zatoce rozkładają długą na setki metrów sieć i potem blisko godzinę ją wyciągają na brzeg.



A to najlepszy w kraju supermarket. Na tradycji już wszystko popakowane. 




Ciekawa forma połowu ryb znana tylko w tym kraju.



Odwiedziliśmy też wylęgarnię żółwików. Może nie wiecie, ale gdyby nie wylęgarnie, to pewnie żółwie już by wyginęły. Wychodzą nocą z morza i składają po około 100 jaj. Normalnie ludzie je zjadają. Ale jest też na świecie wiele organizacji zajmującej się pomocą dla żółwi. Jaja są wybierane i zakopywane w ogrodzonych terenach. Jak się po jakimś czasie żółwiki wygrzebią, są wkładane do specjalnych zbiorników na tydzień, a następnie już silniejsze wypuszczane na plaży, skąd nurkują w wodzie. Po 30 latach wracają na tę samą plażę, aby znieść jaja.








Piękny maleńki pajączek.


Paw na dachu.








Podróbek tu wiele, ale jakość okropna.



Nasz psiara Małgosia. Zawsze ze śniadania zabiera dla piesków kiełbaski.


Wejście na degustację herbaty.


I zbieranie.


A to herbaciany kwiatek.

















Niestety połów nie okazał się zbyt ciekawy. Połowa to śmieci, a ryb zaledwie kilka.




Wylęgarnia żółwików z opisem dnia zakopania i ilością jaj. 



A tu Cloud zrobił nam frajdę. Zawiózł nas w zupełnie dzikie miejsce bez turystów. Między dwoma wodospadami mini naturalny basen. Dostaliśmy też od niego po piwie do kąpieli, a rybki wykonały nam piling nóg. Niemiłosiernie łaskotały. Było cudnie.





Dziś lecimy do Male. Naraźki.