niedziela, 16 października 2011

Dopisek z Tahiti!

Mały dopisek z dnia dzisiejszego. Byliśmy na przepysznej kolacji. Ja zjadłem kaczkę, a Basia... dwie surowe ryby. Tak, tak. Surowe ryby, i to nie jest żaden wyjątek tutaj. Na śniadanie zjedliśmy surowe płaty ryby w kolorze czerwonym i białym. Na obiad Basia miała tartę z surowych ryb i kolacja jak wyżej. Podaje je się normalnie surowe. I to nie jakieś carpaccio, ale po prostu kawał surowizny. A jakie to dobre!
Na lotnisku dostaliśmy naszyjniki z żywych kwiatów. Może nasze były dość skromne, ale sprzedają tu też "bardziej wypasione" z lodówki. Mają lodówki do naszyjników z kwiatów. Teraz na dobranoc siadamy do mistrzostw świata. Na razie Basia prowadzi 4:3.



1 komentarz:

Ania Bosak pisze...

Miałam krótką przerwę w czytaniu bloga, ale już nadrobiłam zaległości. Wszystkim oczywiście się zachwycam, przede wszystkim profesjonalnym przygotowaniem całej wycieczki i ciocią Basią, która wygląda jak nastolatka :)