niedziela, 30 października 2011

Pożegnanie z Queenstown

Dzień małej adrenalinki. Autobus zabrał nas do miejsca skąd startują szybkie łodzie z napędem strumieniowym. Po godzinie byliśmy na miejscu. Pogoda kiepska i zaczęło padać. Temperatura nie wyższa jak marne kilkanaście stopni. Na miejscu pani nas zapytała, czy chcemy przenieść wycieczkę na inny dzień lub też odwołać ją ze względu na pogodę. Oczywiście żadne takie i popłynęliśmy. Fajna sprawa. Motorówka pływa slajdami, czyli zachowuje się podobnie jak samochód rajdowy na szutrze. Poza tym przy pełnej szybkości może zrobić spina, czyli obrócić się o 360 stopni. Początkowo płynęliśmy krętymi rozlewiskami. W końcu dotarliśmy do rwącej rzeki upstrzonej skałami i płynęliśmy niemalże muskając skały. Było bardzo fajnie. Na motorówce poznaliśmy Agnieszkę mieszkającą w Australii ze swoim niemieckim mężem, który robi doktorat. Ale za rok wracają do Europy. Po przejażdżce łodzią mieliśmy krótki spacer rzez las i busem wróciliśmy do miejsca startu łodzi. Po rzece w linii prostej zrobiliśmy około 38 kilometrów, czyli biorąc pod uwagę zakręty, pewnie około pięćdziesięciu. W drodze powrotnej byliśmy obok planu filmu kolejnej części Władców pierścienia. Baza łodzi znajduje się w małej mieścince, gdzie odwiedziliśmy mini kościółek, jeszcze mniejsza biblioteka, sklep ze skórkami oposów i zjedliśmy lunch. Po powrocie do Quenstown połaziliśmy trochę po sklepikach i wróciliśmy do hotelu na Mistrzostwa  Świata. Na razie jest 6:6. Gra się jeszcze nie rozpoczęła, także wynik dzisiejszy jest nam jeszcze nie znany. Po grze idziemy na kolację. Kopertka mówi, że jutro jedziemy malowniczą drogą do Mt Cook, czyli najwyższej góry Nowej Zelandii o wysokości bodajże ponad 3700 metrów. Naraźki.
Wróciliśmy z kolacji. Miało być wykwintnie i było. Basia zjadła carpaccio, a ja befsztyka. Ale było nam mało. Zakończyliśmy w Fergburger. Ja łowce, a Basia jelenia. Niechcący fotki z kolacji są na początku.






























1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hej, mam nadzieję Basiu, że zakupiłaś śliczną, białą futrzaną czapę?Wyglądasz ślicznie. Widoki rewelacyjne,szkoda tylko że słoneczko nie przegoniło chmur. Chyba zbliża się półmetek Waszej podróży? Ściskam mocno i jestem z Wami :) Danusia