środa, 5 października 2011

Alcatraz!!!

San Francisco to piękne miasto z wielkim klimatem. Bardzo ładne domy, czysto i w ogóle fajnie. Zbudowane jest na 48 wzgórzach. Dlatego takie zwariowane są te ulice. To nie jedna uliczka, ale całe niemalże miasto tak wygląda. Cable car-y, bo tak nazywają się te śmieszne tramwaje, wyglądają tak samo jak przed wielu laty. Na środku pojazdu w przedniej części stoi facet i uruchamia rękoma i nogami różne dźwignie. Wszystko na stojąco. Albo się podłącza do liny pod ulicą, albo włącza hamulce. Wszystko jest niezwykle siłowe. Czasem wydaje się, że jak staje oboma nogami na hamulcu i na nim podskakuje, to gdyby nie zjadł dobrego śniadania - nie wyhamowałby. Wagoniki malutkie. Z tyłu stoi konduktoro-dzwonkowo-zwrotnicowy. Sprzedaje bilety, zmienia zwrotnice, dzwoni i w ogóle dba o bezpieczeństwo podróżnych. Przejazd nie taki tani, bo 6 dolców. Ale to oczywiście cena dla turystów, bo miejscowi mają bilety miesięczne. San Francisco żyje głównie z turystyki, a region także ze słynnej doliny krzemowej i wybornych win.





Oczywiście musieliśmy pojechać na słynną ulicę Lombard Street. Pierwsze zdjęcie poniżej jest moje, ale drugie zapożyczone ze strony worldnavigator.info. Po prostu nie miałem takiej perspektywy, aby pokazać to co chciałem. To taka śmieszna kręta uliczka o niezwykle ostrym nachyleniu. Zawsze jest pięknie obsadzona kwiatami.






O 10 rano popłynęliśmy do Alcatraz. Na statku atakowały nas... mewy. Basia jadła bułkę i dwukrotnie w pełnym pędzie wielka mewa próbowała Basi wyrwać kawałek jedzonej bułeczki. Podczas drugiego ataku, gdy broniła śniadania, ptaszysko zraniło ją w palec. Na szczęścia Basia przeżyła tracąc kawałek naskórka. Czuliśmy się jak u Hitchcocka.




Na zdjęciu poniżej nie jest Golden Gate, ale Bay Bridge. Wybudowano go rok wcześniej od Golden Gate i ma dwa poziomy.



Więźniowie w Alcatraz mieli przegwizdane. Cele były mikroskopijne. Warunki tragiczne, a reżim okrutny. Żadna ucieczka się nie udała. Na trzech skazanych przypadał jeden strażnik. Siedzieli tu najgroźniejsi przestępcy Stanów Zjednoczonych. Więzienie to miało różny charakter w różnym okresie, ale chyba najbardziej zasłynęło z wieku dwudziestym, kiedy gościło Al Capone. Oglądając ten zakład karny ma się niezwykłe wrażenie. To naprawdę paskudne miejsce.




Więźniowie oczywiście z nudów malowali, rysowali, pisali, albo... budowali z kości kurczaka takie oto cuda.




Dzielnica chińska robi jak zawsze niezwykłe wrażenie. Podobnie jak smak ich potraw.



Chodzenie po ulicach sprawia wielką trudność. Mieliśmy już kilka razy okazję tego doświadczyć. To nie są małe góreczki i już po 100 - 200 metrach człowiek musi odpocząć. Przejście kilometra chyba nie jest możliwe dla normalnego człowieka. Samochody muszą mieć super hamulce. Jedynie automatami tu się jeździ, bo w manualu sprzęgło paliło by się każdego dnia. Zaskoczyło mnie natomiast pojawienie się chłopaków na deskach. Mają tu raj, ale jak nie wyhamują... Przejście 10 - 15 metrów to jedno piętro. Dużo gorzej chodzi się po górce aniżeli po schodach.


A poniżej wypasiona ogromna piekarnia piekąca krokodyle, misie i wiele innych kształtów chleba. Skosztowaliśmy tam dania podawanego w chlebie (tego, o którym Iza pisałaś). Ja jadłem clam chowder, czyli zupa z mięczaków w wydrążonym chlebie, a Basia skosztowała podobnie podaną zupę z pomidorów z grzankami. Ciekawe jedzonko.




Oczywiście musiał być także Golden Gate. Cudowny, ogromny. Tfu, tfu! Niezwykle potężny. Piękny i majestatyczny. Lina tego wiszącego mostu składa się z ponad 27 000 prętów stalowych. Łączna długość prętów użytych do budowy lin mogłaby okrążyć trzykrotnie kulę ziemską. Z mostu próbowało skończyć z życiem 2000 osób, z czego 1500 się to udało. Most musi być przebudowany ze względu na zagrożenie sejsmiczne. W mieście San Francisco trzęsienie ziemi zdarza się średnio co 3 dni. Po katastrofie w roku 1906 z 400 000 mieszkańców, trzy czwarte zostało bez dachu nad głową. Dzisiaj po południu Basia zawołała z łazienki, że dom się trzęsie i ręczniki się ruszają. I nie miało na jej słowa wpływu to, że to jest tu normalne, bo dopiero potem opowiedziałem jej o występujących tu trzęsieniach. Także przeżyliśmy ruchy sejsmiczne, z czego ja w pełnej nieświadomości.





W mistrzostwach świata prowadzi Piotr 2:0. Dzisiaj w SF jest remis 1:1, ale przed snem dokona się decydująca rozgrywka. Jesteśmy jeszcze przed kolacją, więc kopertki nie było. Ale uchylę rąbka tajemnicy. Jutro rano lecimy do Los Angeles i po południu mamy wycieczkę o pięknej nazwie WARNER BROS STUDIO VIP TOUR. Cokolwiek to znaczy, zapowiada się ciekawie. Naraźki.


3 komentarze:

izabela.lokiec pisze...

6.10.2011 g.11,40
Wszystko piękne.W SF nie potrzeba kanalizy deszczowej.Zastanawiam się patrząc na wagoniki kolejki jakie one zabytkowe i kto je dopuścił [jaki dozór techniczny]do użytkowania. Pa Iza

izabela.lokiec pisze...

A i jeszcze jedno -NIE PODOBA MI SIĘ OŚRODEK SPA ALCATRAZ.

Anonimowy pisze...

hi. w "alei gwiazd" zamawiam zdjecie z frankiem sinatra:)buziaki!kasiah