A w raju życie płynie leniwie.
Poranny rytuał tubylców w naszym ośrodku, to sprzątanie piasku. Najpierw sprzątają na plaży to co nocą morze wyrzuci, aby było idealnie. Potem pomiędzy domkami polewają wodą piasek, zamiatają go i przesiewają to co zamiotą przez sita.
Wczoraj w niedzielę pojechaliśmy do odległej o 5 kilometrów dużej wioski, prawie miasta, w którym jest kościół katolicki. Ta podróż ze względu na stan dróg trwała... 40 minut. Msza miała rozpocząć się o 8.00 rano. Niestety tydzień temu ze względu na upały ksiądz zmienił na godzinę 7.00. Zdążyliśmy na błogosławieństwo.
Ale za to zaproszono nas na zakrystię...
... i do domu księdza.
To jego toaleta.
ADASIU! Ksiądz też gra w golfa! Tylko kije ma chyba jakieś inne?
Jak miasteczko to naturalnie także lokalny market, któremu nigdy się oprzeć nie możemy. Tu ?pyszne? pasikoniki.
Ciekawie suszą ryby. W całości ponacinane.
Kurczaki w Meksyku są żółte od nagietek. Ale nie aż tak jak te tutejsze. Dlaczego? Nie udało nam się dowiedzieć.
To typowe tubylcze domy.
Basia była w piątek sama na spacerze i opowiadała mi jak poznała lokalesa i razem łowili ryby i wybierali je z sieci do kosza. Musiałem to zobaczyć i poszedłem tym razem z nią.
To są ryby suszące się na plaży.
A to już ususzone rybki.
Basia zrobiła dużą sesje zdjęciową kwiatów, ale przedstawiam tylko perełki.
A to Basine zbiory morskie.
Wieczorem mieliśmy wielki bufet morski. Niedość, że było kilkadziesiąt gotowych dań, to jeszcze można było sobie powybierać ryby i inne owoce morza i kazać ugrilować. Towarzyszyły temu występy lokalnych artystów.
A dzisiaj spacer w drugą stron plaży.
Tutaj były "suszarnie" bardziej cywilizowane. Może na export?
A to mini krewetki przed suszeniem.
Jutro płyniemy na wyspy i będzie jakiś połów ryb. Zobaczymy co to.
Naraźki