czwartek, 8 listopada 2012

San Cristobal

Jeszcze tylko dwie fotki z Mexico City, bo akurat słońce ładnie oświetliło plac Zokalo.



Rano pobudka o 4.00 i krótka droga do lotniska. O 8 wylądowaliśmy w Tukstla skąd nasz nowy przewodnik zabrał nas do pięknego małego miasteczka Chiapa de Corzo. Na razie poruszaliśmy się taksówką, gdyż nasz kierowca miał jakąś przygodę z kołem i z racji mało pospolitego rozmiaru miał kłopot z naprawą. W miasteczku zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na ponad dwugodzinną wycieczkę szybką łodzią. Droga prowadziła rzeką do Sumidero Canyon. W sumie 42 kilometry na wodzie. Canyon wysoki jest na 1000 metrów. Niesamowite wrażenie. Potwornie przytłaczające. Człowiek na łódce czuje się niesamowicie malutki przy tych monumentalnych skałach. Dodatkowo rzeka czasem osiąga 150 metrów głębokości. Spotkaliśmy trochę zwierzątek. Głównie krokodyle, ale także wiele gatunków ptaków z sępami na czele i małpy. Zdjęcia nie oddadzą tego piękna, ale kilka wrzucę. Poniżej na fotkach stoisko na którym przyrządzono nam śniadanie i wyciśnięto pyszny sok z pomarańczy. Wielki półlitrowy kubek za 3,50 zł. Prezentujemy też lokalny sklep obuwniczy.


















Po rejsie przyjechał po nas nasz nowy kierowca. Znowu mamy do dyspozycji przeogromnego czarnego chevroleta. Takimi poruszają się na filmach ciemnoskórzy handlarze narkotyków :). Kiedy dojechaliśmy do naszego dzisiejszego celu podróży jakim był hotel Casa Mexicana w przepięknym miasteczku San Cristobal, aż westchnęliśmy z wrażenia. Hotelik jest przecudny w starym kolonialnym stylu. Zresztą oceńcie sami. 





Zjedliśmy obiad i mieliśmy popołudnie dla siebie. San Cristobal to region gdzie mieszkali i nadal mieszkają Mayowie. Oparli się oni czasowi i żyją nadal według swoich zasad. Oczywiście w części poddali się czasowi, ale nadal żyją z upraw warzyw i owoców, rękodzielnictwa, kultywują swoje zwyczaje i nawet chodzą w tradycyjnych strojach. Matki nie mają wózków dla dzieci i noszę je w zawiniętych chustach albo na brzuchu, albo na plecach. A że dzieci mają dużo, to jest to widok na tyle powszechny, że dzisiaj widzieliśmy ich ze swoimi pociechami wieledziesiąt. Miasteczko cudowne ze starą zabudową i wyjątkowo ciekawymi mieszkańcami. Najbardziej jednak urzekł nas market. Ogromny obszar i na nim absolutnie wszystko. Na fotkach macie te lokalne smaczki. Zabolało nas to, że psy sprzedają w klatkach. Mieliśmy ochotę je kupić, aby zaraz wypuścić, ale pewnie wtedy by szybko zginęły. Przy okazji weszliśmy do lokalnego supermarketu. Wyboru nie było. Duża powierzchnia, ale szerokości facingów niesamowite. Zapas pewnie na kilka lat. Tutaj jest bezpiecznie. Zaraz pomimo zmroku swobodnie wypuszczamy się do miasta na kolację.




























6 komentarzy:

Ania Bosak pisze...

Kanion przepiękny. Rozbawiły nas facingi i sklep obuwniczy (efektywne wykorzystanie powierzchni, jeszcze sufit został wolny :). Interesują mnie wątki dotyczące macierzyństwa, wrzućcie przy okazji zdjęcie dzieci w chustach. Hotel jak z bajki!
Pozdrawiamy, Ania, Teresa i Aga Silna

Magdalena Nowacka pisze...

Kanion robi wręcz miażdzące wrarzenie.. Zaintrygował mnie widok ubitych kurczaków z wiszącymi głowami, mało apetyczne, ale trzeba przyznać, że ichniejsze targi są niesamowite!!!

Anonimowy pisze...

Wszystko piękne i niemal "prawdziwe". Ale gdzie, u diaska, są chłopacy z gitarami i trąbkami z sombrerami przyspawanymi do głowy? Gdzie tequila i festa? Czy naprawdę jesteście w Meksyku? To pytanie do Basi (bo wiadomo, co odpowie Pan Kierownik).
Pozdrowaśki
Waldek

Anonimowy pisze...

Ale Meksyk! Są! Przepraszam za "niedowiarstwo". Wyluzowani nie dali znaku życia. Nie dostałem zwrotu poczty, więc wiadomość musiała dotrzeć albo się pęta gdzieś po drutach lub chmurkach. Płytki dobra rzecz, lecz może jakieś wspominki z koncertu chłopaków? Nie wierzę, żebyś nie pamiętał.
Pozdrowaśki
Waldek
PS
Daj się wysypiać Basi.

Jasio pisze...

Śledzimy na bieżąco Wasze podróże. W Trzebiatowie wszystko w porządku. Do Marche jeździmy już rondem :)

Pozdrawiamy i czekamy
M.J. Ładowscy

Aga Konieczna pisze...

Oczywiście musiał być jakiś supermarket.. ;)