niedziela, 18 listopada 2012

Chichi


Wczorajszy wieczór zakończyliśmy na regionalnej kolacji. Była marimba (rodzaj ksylofonu), tańce tubylcze i pyszne jedzonko. Po powrocie do hotelu dowiedzieliśmy się, że nasze walizki są w Guatemala City.  Choć do tej pory od tej dobrej informacji mija już prawie doba, nadal ich nie mamy. Ale mamy nadzieję, że to tylko kwestia czasu. Rano pojechaliśmy do Chichicastenango aby obejrzeć największy w kraju market Chichi. Zjeżdżają się tutaj na sobotę i niedzielę kupcy z różnych regionów kraju. I nie jest to market dla turystów, ale dla Guatemalczyków. Oczywiście turyści też przy okazji licznie przybywają. Kolory biją po oczach okrutnie. Ruch ogromny, czasem wręcz ścisk i nie można nawet się ruszyć. Sprzedawcy gorąco namawiają do nabywania ich towarów. Można się targować. Najczęściej dobra cena to ta obniżona o 50%. Zrobiliśmy zakupy. Po nich udaliśmy się na obiad. Jak usiedliśmy, zgodnie stwierdziliśmy z Basią, że niesamowicie nam się kręci w głowach. Po części pewnie od wysokości, a po części od zmęczenia i tych kolorów, które tu są niesamowite. Kobiety absolutnie wszystkie w strojach narodowych haftowanych głównie krzyżykami (raj dla Basi), a mężczyźni bardziej „cywilizowani”. Czasem tylko można spotkań tubylca w miejscowych szatach. Przewodnik Stefano okazał się niezwykle sympatyczny. Pilnował nas i okazywał niezwykle dużo cierpliwości. Do dyspozycji mieliśmy Nissana Pajero. Na koniec udaliśmy się nad jezioro Antitlan, skąd łodzią popłynęliśmy do miasteczka Santiago. Przeprawa przez jezioro była koszmarna. Kołysało bardzo i chlapało wodą. Mieszkamy w uroczym, trochę dzikim miejscu z przepięknym prawie naturalnym ogrodzie. Nasz domek zbudowany z kamienia wulkanicznego urządzony jest w starym stylu, z kominkiem i niezwykłymi meblami. Basia mówi, że w tym ogrodzie rośnie chyba wszystko. Owoce (banany, cytrusy), kawa, i piękne kwiaty (storczyki, hibiscusy, bugenwilie, różne pnącza kwitnące…), a nektar z nich spijają koliberki. Siedzimy sobie teraz przy winku i czekamy na kolację. Jezioro uważane jest za jedno z najpiękniejszych na świecie. Nistety na razie nie możemy tego potwierdzić, bo jest trochę zachmurzone niebo i mało przejrzyste powietrze. Wokół niego jest dwanaście miejscowości,  tubylcy mówią że jak dwunastu apostołów. Nad brzegami górują wielkie wulkany (nieaktywne), a samo jezioro położone jest w wielkiej kalderze po implozji innego dawnego wulkanu. Droga do jeziora była niezwykle kręta z licznymi przepaściami i podjazdami, jakich my w Polsce nie znamy. Teraz czas na odpoczynek, bo nogi w d… głęboko już powłaziły.  

Supermarket w Antigua








Ten z prawej był najlepszy.












A poniżej oryginalna marimaba





Cmentarz. Zawsze przed Świętem Zmarłych nagrobki są odmalowywane.










2 komentarze:

Aga Konieczna pisze...

Ależ tam wszystkiego pełno.. :) pełno kolorów, chyba zakręciłoby mi się tam głowie!

Anonimowy pisze...

kolorowo tam! ladnie byscie wygladali w tych kolorowych dziarganych bluzkach:))) ale dobrze, ze walizki do was dojechaly. cmoki.kat