piątek, 23 listopada 2012

Ostatni wieczór w Gwatemali

Jak już wiecie, dzisiaj był dzień nudy, bo nie pojechaliśmy na zaplanowaną wycieczkę. Mniejsza o nią, najważniejsze, że Basia już się dobrze czuje.


Nudząc się łaziłem po mieście i natknąłem się na kobiety, które protestowały w ramach równouprawnienia.


A może sobie kupię buciki?


Pyszne rambutany.


A to jedynie fragment kafelki na naszym balkonie z licznymi muszkami. Nocą ich były miliony. Choć ich nie zabijaliśmy, rano leżało martwych dziesiątki tysięcy.




Święta już za pasem.



Oczywiście banany sprzedają crzerniejące.



I co z tego, że mamy 6 gekonów na balkonie, jak muszek są miliony.


Do kolacji Basia wyzdrowiała na 100 procent. Kończy jeść korzeń yuki. Jak frytki, tylko delikatniejsze.


Wyluzowani! Znacie ten kwiat?




A tu Basia tradycyjnie pożera ceviche.


Nie robimy już zdjęć niezliczonych kwiatów, bo chyba już nam trochę spowszedniały, ale jest ich mnóstwo i są przepiękne. Idziemy spać i jutro ruszamy w dalszą drogę. To będzie nasz przedostatni przystanek. Naraźki.


Brak komentarzy: