Jak już wiecie, dzisiaj był dzień nudy, bo nie pojechaliśmy na zaplanowaną wycieczkę. Mniejsza o nią, najważniejsze, że Basia już się dobrze czuje.
Nudząc się łaziłem po mieście i natknąłem się na kobiety, które protestowały w ramach równouprawnienia.
A może sobie kupię buciki?
Pyszne rambutany.
A to jedynie fragment kafelki na naszym balkonie z licznymi muszkami. Nocą ich były miliony. Choć ich nie zabijaliśmy, rano leżało martwych dziesiątki tysięcy.
Święta już za pasem.
Oczywiście banany sprzedają crzerniejące.
I co z tego, że mamy 6 gekonów na balkonie, jak muszek są miliony.
Do kolacji Basia wyzdrowiała na 100 procent. Kończy jeść korzeń yuki. Jak frytki, tylko delikatniejsze.
Wyluzowani! Znacie ten kwiat?
A tu Basia tradycyjnie pożera ceviche.
Nie robimy już zdjęć niezliczonych kwiatów, bo chyba już nam trochę spowszedniały, ale jest ich mnóstwo i są przepiękne. Idziemy spać i jutro ruszamy w dalszą drogę. To będzie nasz przedostatni przystanek. Naraźki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz