sobota, 5 listopada 2011

Bez wschodu słońca!


Wieczorem kolację zjedliśmy na naszym balkonie. Basia przyrządziła wrapy z kurczakiem i z tuńczykiem. A co nas do tego skłoniło? Kolacja byłą w restauracji, wyglądającej jak stołówka zakładowa, a cena na osobę za trzydaniowy diner to 65 $. Nie było sensu się tam pchać. Dzisiaj mamy wspaniałą (ponoć) kolację o zachodzie słońca. Rano wstaliśmy na wycieczkę aby podziwiać wschód słońca na pustyni. Wstaliśmy o 4.00 bo o 4.45 mieliśmy wyjechać. Odczekaliśmy 35 minut. Kilkadziesiąt osób pojechało z różnymi operatorami, ale po nas nikt nie przyjechał. Udaliśmy się zatem do recepcji po wyjaśnienia. Okazało się, że nasz wyjazd został odwołany. Mało tego. Wczoraj dostaliśmy kopertę z tą informacją, ale nie przeczytaliśmy jej, bo zawsze dają różne koperty z bzdurnymi informacjami i nie zawsze się wysilamy aby je przeczytać. Wróciliśmy pospać i poszliśmy na mały 2.5 godzinny spacerek. Spotkaliśmy jaszczura (tutaj dochodzą do 2 metrów i są największe na świecie poza smokami z Komodo). Trafiliśmy też na wielkiego jasnego konia polnego i gigantyczne mrówki. W sklepie spotkaliśmy aborygenów. Nie wiem, czy to standard, ale byli brudni i okropnie śmierdzieli.
Do kolacji mamy nudę, ale przyda nam się. Jest teraz około 31 stopni, ale mamy basen przy hotelu, więc damy radę. Mieszkamy w ośrodku Ayers Rock, czyli takim małym miasteczku hotelowym w środku pustyni, gdzie jest kilka hoteli i parę sklepików. Pokoje są w domkach jedno i dwupiętrowych i jest trochę dziko, ale fajnie. Z jakością hotelu cieniutko, ale chyba lepszych w okolicy nie ma. Najbliższe miasta są oddalone chyba o kilkaset kilometrów i prowadzą do nich bite czerwone drogi. Ziemia jest tutaj ciemno ceglasta, wręcz czerwona. Sama góra Uluru robi niesamowite wrażenie. Nad ziemią ma ponad 300 metrów wysokości i kilka kilometrów szerokości, natomiast pod ziemią zagłębiona jest na 10 kilometrów. Potęga. Niektóre źródła mówią, że to największy monolit świata, inne, że drugi pod względem wielkości. Przyzwyczajeni jesteśmy, że struktura góry najczęściej jest pozioma, czyli, że widoczne są poziome warstwy lub kolory. Tutaj są skośne, niemal pionowe. Wygląda to tak jakby spadłą z kosmosu, ale jak jest naprawdę jeszcze nie wiem. Dla aborygenów jest to święta góra, po której przechadzają się duchy zmarłych. Miejscowi nie wchodzą na nią, ale turystów oczywiście nie można było powstrzymać. Zamontowano łańcuchy i najwięksi śmiałkowie mogli się wspinać po bardzo stromych zboczach. Dzisiaj już tego robić nie wolno. Chyba to zwycięstwo Aborygenów nad turystami. Poza tym dochodziło do wielu nieszczęśliwych wypadków w których ginęli ludzie. Ponoć zdrowi naruszający spokój góry dostawali zawału, lub ginęli w dziwnych okolicznościach po powrocie do domu. Jest jeszcze jedno fatum związane z górą. Aborygeni ostrzegają turystów, aby nie wchodzili na górę, ani nie zabierali spod niej żadnych kamieni. Przesądni oczywiście słuchali, ale naturalnie całe rzesze sceptyków się z tego śmiało i zabierali sobie kawałek góry na pamiątkę. Do miejscowej poczty rocznie przychodzi ponoć wiele tysięcy przesyłek z kamieniami i prośbą o odniesienie ich do  świętej góry. Miejscowi pospiesznie wbrew przepisom o kwarantannie odnoszą kamienie w pobliże góry. Dlaczego tak się dzieje? Ludzie biorący kawałek góry naśmiewają się z przesądnych, ale po powrocie doznają takich nieszczęść, że przerażeni przypominają sobie o kamyczkach i aby ratować swój los odsyłają je Aborygenom. Dziwne, ale prawdziwe. Ktoś się pokusił o sprawdzenie przyczyny tej korespondencji i wybrał się do nadawców przesyłek. Niestety oni nie chcieli na ten temat rozmawiać i sprawa jest niewyjaśniona do końca. Ponoć tylko jedna osoba przyznała, że prześladowały ją duchy Aborygenów nakazujące zwrot kamienia górze. Na ostatnim zdjęciu info dka muszkieterów. Bardzo ciekawe wytłoczki ze sztywnej folii, czy też cienkiego tworzywa (jak wytłaczanki do jajek)służące do ustawiania wędlin na LS-ie.
No to do jutra.











3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo twarzowe kapelusze!! Czerwona ziemia robi niesamowite wrażenie. Uważajcie na te przerośnięte zwierzątka :) pozdrawiam Danusia.

Magdalena Nowacka pisze...

Świetnie wygląda kontrast czerwonej ziemi i błękitu nieba!!! :)

Ania Bosak pisze...

Ciekawa ta góra, ciocia Basia ślicznie wyszła w kapeluszu. Zazdroszczę Wam ciepełka, bo u nas w nocy już są przymrozki. Zastanawiam się jak znosicie ciągły jet lag i czy nie jesteście zmęczeni? Mam wrażenie, że oboje schudliście? Buziaki