środa, 9 listopada 2011

Kuranda

Dzisiaj byliśmy na wycieczce w Kurandzie. Bardzo znane tutaj miejsce w górach. Najpierw ruszyliśmy ponad stuletnią kolejką w górę. Wagony stare drewniane. Droga wiodła poprzez las deszczowy. Koła stukały po nierównych szynach. Wagon skrzypiał i trzeszczał. Trasa w przekroju wyglądała jak zapis EKG. Doliny i góry, a zatem dla pociągu musiano wybudować ponad 30 mostów i tyleż samo wykuć tuneli. Las pozbawiony był zwierząt, tylko gdzieniegdzie kopce termitów informowały nas, że jakieś życie poza roślinnym musi w lesie istnieć. Po około 1,5 godzinnej podróży dotarliśmy do celu. Na miejscu w Kurandzie mieliśmy dwie godziny wolnego i udaliśmy się do centrum wioski. Pełno knajpek i sklepików, a także małe zoo. Można kupić mosznę kangura, całego krokodyla lub tylko jego głowę, żabę nadmuchaną, albo portfel z całej żaby na zameczku. Australia dla nas jest mało urozmaicona. Poza Uluru wszędzie jest tak samo, i wszędzie są podobne atrakcje. Po zwiedzeniu miasteczka pojechaliśmy bardzo długą kolejką linową do Parku Aborygenów. Tutaj czekał na nas wspaniały obiad i cały szereg atrakcji zorganizowanych przez rdzennych tubylców.  Były pokazy taneczne, śpiewu, gry na popularnym tutaj instrumencie dętym, nauka rzutu włócznią, a także bumerangiem. Szczególnie to ostatnie nam się bardzo spodobało. One naprawdę wracają. I to z jakim impetem! Po powrocie do miasta dostrzegliśmy na drzewach tysiące nietoperzy. Ale takich wielkich podobnych do psa. Oni je nazywają baby flight fox. Jutro czeka nas tylko lot do Brisbane i mamy na miejscu czas wolny. Musimy sobie jakoś sami zorganizować tam pobyt, gdyż nazajutrz wyruszymy w dalszą drogę. Rano daliśmy plamę. Myśleliśmy, że nasza wycieczka zaczyna się o ósmej i spokojnie sobie po siódmej poszliśmy na śniadanie. Po powrocie do pokoju zadzwonił telefon. Pani nas poinformowała, że autobus pełen ludzi czeka na nas od 20 minut. Sprawdziliśmy i rzeczywiście mieliśmy być o 7.20 przed hotelem. Miny czekających niezapomniane. Ale siara. No to tyle na dziś. Wspomnienia z tego dnia średnie. Cała wyprawa na Kurandę mocno przereklamowana. Ale musi być raz gorzej, aby następnym mogło być lepiej. Naraźki.






































2 komentarze:

Ania Bosak pisze...

Dzięki temu, że czasem narzekacie, Wasze relacje są bardziej szczere i wiarygodne :). Pomysłowość na pamiątki dla turystów nie zna granic, ciekawa jestem co Wy przywieziecie z podróży, czy macie nowe nakrycia głowy do kolekcji. Podziwiam Was, że cały czas tak elegancko i świeżo wyglądacie :). A na widok nietoperzy przeszły mi ciarki, brrr.

Magdalena Nowacka pisze...

Samolot w drzewach skojarzył mi się z serialem "LOST",ale przecież Hawaje macie już za sobą :P
na zdjęciach wyglądacie na zadowolonych i pewnie nie spieszy się Wam do domu. Korzystajcie zatem!!!