czwartek, 10 listopada 2011

Brisbane

Do Brisbane zmienili nam lot na nieco późniejszy, ale niewiele. Chciałem na lotnisku kupić wino, ale do godziny 9.00 alkoholu nie sprzedają. Skąd my to znamy. Z drugiej strony 9.00 lepsza od 13.00. Na szczęście boarding mamy o 9.55.















No i jesteśmy w Brisbane. Trochę dziwny dzień, bo przyjechaliśmy za późno, aby gdziekolwiek się wybrać, a za wcześnie, aby iść spać. Poszliśmy zatem do miasta. Walka z palaczami przybrała tutaj trochę inną postać jak w Europie. Są całe ulice z zakazem palenia. Kościółek na zdjęciu to przykład jak może spieprzyć obraz miasta główny jego architekt. Chociaż z drugiej strony wygląda to atrakcyjnie. Na ulicach można spotkać różne wynalazki z całego świata. Nie zawsze uda się zrobić ciekawym osobistościom zdjęcie, ale coś tam przesyłam. Byliśmy w nieodległym parku botanicznym, ale jeszcze za wcześnie aby rozkwitł kwiatami. Brisbane to miasto rzek. Wiele ich tutaj i wiele mostów. Lecąc samolotem zauważyliśmy, że nie ma tutaj typowych europejskich osiedli. Wszyscy mieszkają w domkach. Są osiedla bogatszych z rozległymi działkami, ale większość mieszka w małych domeczkach na małych działeczkach. Znaczna większość domów kryta jest blachą. I to nie taką imitującą dachówkę, ale wręcz blachą falistą. Nie razi to jednak, gdyż architektura tych domków nie odrzuca wzroku. Są niebrzydkie i zadbane.
Kopertka na jutro mówi - Malezja- Kuala Lumpur. Dwa loty. Jeden chyba 6 godzin i drugi godzina. Pobudka 5.00 rano. Naraźki.

2 komentarze:

Ania Bosak pisze...

Kościółek koło tych wieżowców wygląda faktycznie dziwnie, ale jak celem było zwrócenie na niego uwagi to na pewno architektowi się udało :)

Magdalena Nowacka pisze...

Kosmicznie wyglądają te metalowe kangury na ulicy, nieco mroczne,ale interesujące. Pozdroowki!!!