niedziela, 29 listopada 2009

Tamarindo

W Tamarindo trafiliśmy ponownie na fajny hotel. Dostaliśmy pokój Ocean Viev, ale ocean zasłaniały palmy, był nieduży i śmierdział. Zamieniliśmy go na pokój z widokiem na ogród w innej części hotelu. Teraz mamy pięknie. Jesteśmy po drugiej stronie ulicy. Wszyscy wolą nad oceanem, więc z racji na fakt, że to nie jet jeszcze sezon, jesteśmy tam wśród nielicznej rzeszy gości hotelowych. W kompleksie na może kilkaset osób, jest nas kilkudziesięciu. Piękny ogród, duży kompleks basenów, cisza - pięknie. Naturalnie w dzień lokujemy się nad oceanem. Pełno tu deskarzy. Może sobie dzisiaj też wypożyczę. Jakoś nie mam ochoty na nurkowanie, łowienie ryb, czy też jakieś inne sporty, czy atrakcje. Chyba już wykorzystaliśmy swój limit wycieczkowy i chce się nam trochę odpocząć. Miasteczko jest niewielkie. Znajduje się tutaj kilkadziesiąt hoteli, tyleż restauracji, trochę sklepików i... już. Nawet nie wiem gdzie mieszka obsługa tego wszystkiego. Poniżej owoc pitahaya, którego środek może być purpurowy, czerwony lub biały. Jednak zawsze w czarne kropki. Bardzo smaczny, tak jak i więcej owoców niespotykanych w Europie i tych nam bliżej znanych jak ananasy, banany, limonki czy pomarańcze.


A to jeszcze zdjęcie z Nicaragui. Zorganizowana przez ministerstwo demonstracja mająca zachęcać ludzi do stosowania prezerwatyw. Co prawda w tym kraju jest najmniejsza zachorowalność na AIDS w Ameryce Centralnej, ale i tak starają się tę statystykę poprawić.


Główna droga wiodąca przez kraje, które odwiedziliśmy zwie się Panamericaną i wiedzie od Alaski do Argentyny. To wspaniały szlak komunikacyjny dla przemytników kokainy i marihuany. Columbia je produkuje, a w USA czeka na nie 17 milionów biorących. Dlatego często na tej drodze organizowane są kontrole mające za zadanie wykrycie kontrabandy. Poniżej jedna z nich.


A to ślub w naszym obecnym hotelu. Jakaś plaga?


Jak kolacja to z muzyką. Nie brakuje tutaj chętnych do gry. Niestety każą sobie płacić. Od 70 centów do dwóch dolarów za utwór.


W części hotelowej zamieszkanej prze nas, panuje ogromny luz. Nocami pływamy w basenie. Ale nie do końca sami. Nocą wyłażą ogromne żaby, ważące chyba po kilogramie. Są też iguany, legwany, małpy, wiewiórki, koliberki i nie wiadomo co jeszcze. Dzisiaj może się przejdę z aparatem. To są oczywiście wszystko zwierzęta dzikie żyjące na wolności.



Na plaży nie odmawiamy sobie wspaniałych masaży, które organizuje tu SPA hotelowe. Oczywiście jest całą masa usługodawców i hadlarzy. Spełniają wszelkie prośby.





No i te wspaniałe kolacyjki. Kliknij na zdjęcie dwa razy i zobacz z bliska jakie wspaniałości kryje mój talerz.


A to żabka spotkana wieczorem na ulicy. Są ogromne i okropne.


Jakoś nie mogę się zabrać za opis Kostaryki. Może dzisiaj, może jutro, może w ogóle... Idę na plażę... wypiję browara.... wykąpię się.... pójdę na masaż.... wykąpię się.... poleżę.... wypiję browara.... poleżę.... A CO TAM U CIEBIE!? TEŻ MASZ POGODĘ!?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Obzydliwe te zaby.. fuj fuj fuj!! :P

zazdroszcze tego lenistwa. My wprawdzie tez mamy slonce,ale nie grzeje juz za bardzo, usciski, Madzia :)

Anonimowy pisze...

Wspanialy ten homar, mniam, mniam, paluszki lizac. Violetta