czwartek, 26 listopada 2009

Pożegnanie z Granadą

Ostatnie wycieczki w Nicaragui. Najpierw dwie godziny kajakami pomiędzy wysepkami utworzonymi z erupcji wulkanu Mombacha (wypluł przed 20 000 lat tyle skał na odległość kilkudziesięciu kilometrów, że utworzył 365 wysepek na jeziorze Nicaragua - największym w Ameryce środkowej), a potem weszliśmy na szczyt krateru właśnie tegoż wspomnianego wulkanu. Nadal jest aktywny. Niestety mgła nie pozwoliła nam na przyglądanie się kraterowi, ale gazy wdychaliśmy i czuliśmy jego gorąc.




A to mimoza przed dotknięciem jej i po.



Orchidee.



I cmentarz.Jakże różnią się cmentarze Kostorykańskie od Nikaraguańskich. Te pierwsze już opisywaliśmy. Wykładane płytkami ceramicznymi. Natomiast w Nicaragui to prawdziwe dzieła sztuki.






Tak wygląda ulica w tym kraju. Handel, gwar, tłumy.


A to już romantyczna przejażdżka konnym powozem po Granadzie.



Fale na jeziorze dorównują bałtyckim.


Ale śmieciowisko nie wiem czemu dorównywać by mogło.


Wieczorem mieliśmy niespodziankę w hotelu. Był to rodzaj wieczoru panieńsko kawalerskiego. Rodziny się poznawały przed śłubem. W tym przypadku Amerykańska z Nikaraguańską. A że odbywało się to w hotelu, to zaproszono wszystkich gości hotelowych. Była wyżerka, alkohole, tańce i zabawa.


A to panna młoda.


Jutro wracamy do Kostaryki. Zasłużone kilka dni na plaży. 1 grudnia o 8.00 wyruszamy do Polski i już 2 grudnia o 19.00 powinniśmy być w domu. Biorąc jednak pod uwagę różnicę czasową - nasza podróż będzie trwała tylko około 28 godzin. Jak dobrze pójdzie. Jeśłi coś ciekawego wydaży się w Kostaryce - napiszemy. Możę też znajdę chwilę, aby opisać bliżej Kostarykę i Nicaraguę. Naraźki.

Brak komentarzy: