sobota, 21 listopada 2009

Dzień bodajże siódmy

Rano pojechaliśmy oglądać lasy chmurowe od góry, to znaczy chodziliśmy po wysoko zawieszonych mostach linowych. Wysoko to znaczy do wysokości 15 pięter i długości do 100 metrów. Cała wycieczka trwała 2,5 godziny piechotą. Tego gościa poniżej spotkaliśmy na drodze jadąc na wspomnianą wycieczkę. Na jego widok zatrzymaliśmy samochód, otworzyliśmy drzwi, a ten chciał się z nami zabrać. Niestety nie pamiętam jak się nazywał (a może się nie przedstawił?)


A ludziki poniżej to Polacy. Żeby było ciekawiej to znajomi Krzyśka Majchrzaka z Malborka. Góra z górą... najgorsze było to, że się dowiedzieliśmy o tym, że oni widzieli w Tortuguero jak się małe żółwiki wykluwały i zasuwały do morza. A my nie!!!

A poniżej już okazy podpatrzone z mostów w lesie chmurowym.

Groźna mrówka.


A ta niegroźna. To ta co nosi listki, aby zrobić sobie wyściółkę gnijącą, umożliwiającą uprawę grzybów, które stanowią podstawowe ich pożywienie. Jest tak silna, że trzymana w palcach potrafi utrzymać duże źdźbło trawy. Indianie stosują ją do zaszywania ran. Przeciętą skórę zbliża się do siebie, przystawia mrówkę i ona mocno łapie oba brzegi skóry. Potem ukręca się jej główkę, a klamra pozostaje zaciśnięta.


Tutaj dwa motyli pozują do zdjęcia z pięknym kwiatkiem.


A to ślimaczek na liściu.


Pewnie nie zauważycie w oddali na górze w prześwicie mostu? Proponuję kliknąć dwa razy na fotkę tę i następną, to mosty zauważycie.


A tu jest most w dole. Myślę, że trzeba większego powiększenia.





A to już nasz hotel, a raczej rejon basenów termowych. Z góry Arenal, czynnego wulkanu spływa woda podgrzana do około 40 stopni. Hotel to wykorzystał i w dżungli stworzył setki metrów chodników wokół rzeczek spływających z gór, w których można się kąpać. Całość kończy się na dole restauracją, szatniami i barem w basenie. Jest bajecznie. A jeszcze lepiej wygląda to po zmroku. W ciemności z nielicznymi lampkami przechadzanie się i kąpiele, to wspaniała sprawa.



















No to naraźki. Jutro znowu dzień podróży, ale chyba nie za długi. Najpierw autko, potem statek przez jezioro Arenal i znowu autko do Monte Verde. O ironio przecież Monte Verde to nic innego jak nasza Zielona Góra.

Brak komentarzy: