środa, 18 listopada 2009

Tortuguero

Dzisiejszą relację muszę najpierw opisać, a dopiero potem wstawić zdjęcia, także sami musicie dopasować sobie tekst do fotek. Nie mam Internetu na laptopie i muszę najpierw stworzyć wiadomość i dopiero potem wrzucić na bloga w kafejce internetowej. Nie da się zatem zrobić przemiennie tekstu z fotkami.

Na zdjęciu knajpka , w której siedzimy to nasza wczorajsza restauracja o której pisałem. Teraz jesteśmy w Tortuguero. Jechaliśmy najpierw kilka godzin samochodem. Po drodze zobaczyliśmy jak rosną ananasy. Później odwiedziliśmy jeszcze plantację bananów. Banany rosną na drzewie tylko jeden rok. Potem drzewo się ścina, a obok wyrasta drugie. I tak cztery razy. Następnie należy posadzić bananowca na nowo, bo choć nadal rodziłby banany, to już zbiory nie byłyby tak obfite. Owoce na drzewie okryte są workiem foliowym z otworami. Cejrowski kiedyś w swoim programie mówił, że to ochrona przed szkodnikami, ale my poznaliśmy prawdę. Na plantacjach są niezliczone chmary mosquitów i aby móc w ogóle pracować przy bananowcach, trzeba je wytępiać. Robi się opryski z samolotu. Foliowa ochrona służy do niedopuszczenia środków chemicznych do owoców. Kiść po ścięciu jedzie na wyciągu do przetwórni. Tam oddziela się kiście i wycina z nich uszkodzone owoce, które trafiają na rynek lokalny. Dalszy transport odbywa się w wodzie dla zachowania maksymalnego bezpieczeństwa. Pozostałe zdrowe pakuje się w worki foliowe, zagazowuje czymś i do kartonu. Widzieliśmy fabryki Ciquita i Del Monte, dobrze u nas znane.

Przy okazji piliśmy niby mleczko kokosowe. Dlaczego niby? Bo w kokosach nie ma tak naprawdę mleczka tylko jest orzeźwiająca woda. Mleczko robi się z miąższu. Wielokrotnie już piliśmy płyn z tych owoców, ale tak smacznego jeszcze nigdy. To były jakieś inne owoce, a do tego z mięciutkim miąższem. Na jednej z fotek Basia ma na bananie robaczka. Prawda, że fajny? Oczywiście był żywy. Po kilku godzinach jazdy samochodem przesiedliśmy się do szybkiej łodzi i płynęliśmy około 60 kilometrów. Łodzią dopłynęliśmy prawie do morza karaibskiego. Mieszkamy w środku dżungli w Manatus Lodge. Niedaleko jest wioska Tortuguero. Nie ma tu żadnych dróg. Można się tu dostać jedynie łodzią i kilkadziesiąt kilometrów od nas nie ma żadnej innej osady. Mamy fajny bungalow. Po przybyciu na miejsce zjedliśmy pyszny obiadek i po południu pojechaliśmy do Tortuguero. Mieści się tu słynna stacja badawcza dbająca o ochronę żółwi. To tutaj te zwierzaki wychodzą raz w roku na brzeg i składają jaja. Potem małe same po wykluciu biegną do morza i rozpoczynają swój żywot w oceanie, aby po 25 latach tu wrócić i samemu też jaja złożyć. Przed laty ludzie masowo wybijali żółwie dla jaj, skorup i produkcji zupy żółwiowej. Teraz są pod ochroną. Na fotce na piasku leżą takie niby papierki. To są skorupki żółwich jaj. Mieliśmy pecha, bowiem trzy dni temu małe się powykluwały i popełzały do wody. Basia w dżungli przy brzegu zobaczyła fajny kwiatek i chciała go zerwać, ale coś się w trawie poruszyło i się wystraszyła. No to ja chojrak poszedłem jej go zerwać. Dostałem opieprz od tubylca, bo w trawie był prawdopodobnie wąż. Tutaj jest kilkaset ich gatunków i kilkadziesiąt jest zabójczych. Na jakiejś fotce są też takie chodzące listki. To mrówki całymi „autostradami mrówczymi” noszą te listki do swoich domostw pokonując dziesiątki metrów. Fajnie to wygląda. Jakby ktoś do sznurka przywiązał tysiące listeczków i ciągnął je. We wiosce mieszka tylko kilkuset ludzi. Mają szkołę, kościół i sklepy. Jest tu też kafejka internetowa. Będąc przy plantacji bananów, nasza przewodniczka (nasza prywatna) pokazała mi coś na drzewie mówiąc, że tamto gniazdo ptaków na górze to sloth. Myślę sobie – jakiś ptak, ale, że nic ciekawego nie zobaczyłem poszedłem do toalety. Jak wróciłem Basia mnie już wołała. Okazało się, że to wyglądające na gniazdo ptaków coś, to jest sloth. A sloth to nie gatunek ptaka, tylko leniwiec. Ot brak znajomości języka. Teraz siedzimy sobie przy naszym bungalowie i nasłuchujemy odgłosów dżungli. Wiele się tam dzieje. Jutro popłyniemy na dwie wycieczki łodzią popodglądać zwierzatka. A będzie co. Krokodyle, leniwce, małpy, iguany, murcielago i wiele innych. Pewnie się zastanawiacie co to murcielago. Tak, tak – to typ samochodu laborgini, ale poza tym to takie myszy z błonami pomiędzy kończynami. Skaczą z drzewa i rozpościerając kończyny udają latawiec i szybują przez dżunglę. Poza tym będzie wiele pięknych ptaków. No to naraźki. Nie ma tutaj zasięgu telefonicznego, także nie dzwońcie do nas. Nie wiem czy będziecie mieli polskie litery w tym tekście. Jak nie to przepraszam za krzaczki. Nie moge teraz odbierac poczty. Jedyna droga do kontaktu z nami pozostaje do odwolania - komentarz na blogu. Jak odzyskamy lacznosc mailowa, to dam znac.






























Brak komentarzy: