Mad 8
Jesteśmy w Ranomafana, czyli w gorąca woda. Nazwa pochodzi
od występowania lokalnie wód termalnych. Jedną z atrakcji są kąpiele, ale
niestety baseny są aktualnie w przebudowie. Jechaliśmy prawie cały dzień z
dwoma przystankami. Jeden to spotkanie z leśnymi lemurami cata i obiad, a drugi
był wizytą w wytwórni papieru czerpanego. Na spotkaniu z lemurkami spotkaliśmy
dwa kameleony. Jeden był cudownie zielony i zmieniał swą barwę, natomiast drugi
brzydko szary. Pan przewodnik powiedział, że tylko panienka kameleonka zmienia
barwę. Natomiast wieczorem na nocnym spacerze do lasu deszczowego pani na
oprowadzająca powiedziała coś całkiem odwrotnego. Ponoć to facet kameleon
posiadł tę ciekawą cechę. Także nie wiemy jak jest. Sprawdzić też nie możemy bo
nie mamy internetu. Może jutro wieczorem uda nam się gdzieś dopiąć i wysłać
bloga. Na wspomnianej eksploracji nocnej spotkaliśmy żaby, mysie lemurki
(wielkości dużego chomika) i owady. Zawsze fascynowała mnie giraffa. To
niewielki owad żyjący tylko na Madagaskarze. Niestety podczas ostatniego pobytu
w tym kraju nie udało mi się spotkać tego robaczka, bo była wtedy pora sucha.
Dzisiaj go dorwałem i macie go na zdjęciach. Ciekawy mają tu sposób wypalania
cegieł. Nie mają piecy, ale ustawiają z cegieł coś na kształt kilkumetrowego
domu pełnego w środku z licznymi kanałami i w środku w kanałach jest jakiś opał
i po jego odpaleniu ten stos powoduje wypalanie cegieł. Najczęściej takie stosy
stoją bezpośrednio przy drogach. Niestety nie dysponuję na razie fotką takiego
pieca. Postaram się uzupełnić. Dzieci jak wszędzie na świecie (za wyjątkiem
Polski) do szkoły chodzą w mundurkach. Jak widać na fotografiach w różnych
szkołach mają różne ubranka. Ale wygląda to naprawdę fajnie. Teraz jesteśmy już
prawie w środkowej części kraju (przyjechaliśmy z gorącego południowego
zachodu). Jest tu zielono i są lasy. Mieszkańcy żywią się głównie ryżem i
dzięki temu cieszyli nasze oczy licznymi tarasami ryżowymi. Do naszej
dyspozycji mamy kierowcę Jose mówiącego językiem francuskim, malgaskim i
niemieckim. A wraz z nim mamy samochód Kia – ośmioosobowy. Jest wygodnie i
nawet ma klimatyzację, co jest w tych warunkach bardzo ważne. Na południu
innymi samochodami jeździliśmy wyłącznie z pootwieranymi oknami. Jose po naszym
przylocie na Madagaskar odebrał nas z lotniska, zawiózł do hotelu, a z tamtąd
już inny pojazd zawiózł nas na nasz lot wewnętrzny na terminal krajowy. My
polecieliśmy plażować, a Jose jechał do nas dwa dni, aby resztę programu z nami
przerobić. Takie tu odległości i jakość dróg, że podróże często nawet te
autobusowe trwają po kilka dni. Mają co prawda wiele lotnisk (budki z długimi
trawnikami), ale nie każdego na lot stać. Poza tym wtedy nie można zabrać
licznych bagaży, a i z kozą może być problem. A kozy podróżują uwiązane na
dachach autobusów lub samochodów uwiązane tak, że leżąc obserwują ten piękny
malgaski kraj. No to na dzisiaj tyle. Mamy teraz 6.30 i zaraz śniadanie i
idziemy na trekking dzienny po lasach deszczowych.
Naraźki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz