środa, 19 listopada 2014

Ranomafana

Mad 8
Jesteśmy w Ranomafana, czyli w gorąca woda. Nazwa pochodzi od występowania lokalnie wód termalnych. Jedną z atrakcji są kąpiele, ale niestety baseny są aktualnie w przebudowie. Jechaliśmy prawie cały dzień z dwoma przystankami. Jeden to spotkanie z leśnymi lemurami cata i obiad, a drugi był wizytą w wytwórni papieru czerpanego. Na spotkaniu z lemurkami spotkaliśmy dwa kameleony. Jeden był cudownie zielony i zmieniał swą barwę, natomiast drugi brzydko szary. Pan przewodnik powiedział, że tylko panienka kameleonka zmienia barwę. Natomiast wieczorem na nocnym spacerze do lasu deszczowego pani na oprowadzająca powiedziała coś całkiem odwrotnego. Ponoć to facet kameleon posiadł tę ciekawą cechę. Także nie wiemy jak jest. Sprawdzić też nie możemy bo nie mamy internetu. Może jutro wieczorem uda nam się gdzieś dopiąć i wysłać bloga. Na wspomnianej eksploracji nocnej spotkaliśmy żaby, mysie lemurki (wielkości dużego chomika) i owady. Zawsze fascynowała mnie giraffa. To niewielki owad żyjący tylko na Madagaskarze. Niestety podczas ostatniego pobytu w tym kraju nie udało mi się spotkać tego robaczka, bo była wtedy pora sucha. Dzisiaj go dorwałem i macie go na zdjęciach. Ciekawy mają tu sposób wypalania cegieł. Nie mają piecy, ale ustawiają z cegieł coś na kształt kilkumetrowego domu pełnego w środku z licznymi kanałami i w środku w kanałach jest jakiś opał i po jego odpaleniu ten stos powoduje wypalanie cegieł. Najczęściej takie stosy stoją bezpośrednio przy drogach. Niestety nie dysponuję na razie fotką takiego pieca. Postaram się uzupełnić. Dzieci jak wszędzie na świecie (za wyjątkiem Polski) do szkoły chodzą w mundurkach. Jak widać na fotografiach w różnych szkołach mają różne ubranka. Ale wygląda to naprawdę fajnie. Teraz jesteśmy już prawie w środkowej części kraju (przyjechaliśmy z gorącego południowego zachodu). Jest tu zielono i są lasy. Mieszkańcy żywią się głównie ryżem i dzięki temu cieszyli nasze oczy licznymi tarasami ryżowymi. Do naszej dyspozycji mamy kierowcę Jose mówiącego językiem francuskim, malgaskim i niemieckim. A wraz z nim mamy samochód Kia – ośmioosobowy. Jest wygodnie i nawet ma klimatyzację, co jest w tych warunkach bardzo ważne. Na południu innymi samochodami jeździliśmy wyłącznie z pootwieranymi oknami. Jose po naszym przylocie na Madagaskar odebrał nas z lotniska, zawiózł do hotelu, a z tamtąd już inny pojazd zawiózł nas na nasz lot wewnętrzny na terminal krajowy. My polecieliśmy plażować, a Jose jechał do nas dwa dni, aby resztę programu z nami przerobić. Takie tu odległości i jakość dróg, że podróże często nawet te autobusowe trwają po kilka dni. Mają co prawda wiele lotnisk (budki z długimi trawnikami), ale nie każdego na lot stać. Poza tym wtedy nie można zabrać licznych bagaży, a i z kozą może być problem. A kozy podróżują uwiązane na dachach autobusów lub samochodów uwiązane tak, że leżąc obserwują ten piękny malgaski kraj. No to na dzisiaj tyle. Mamy teraz 6.30 i zaraz śniadanie i idziemy na trekking dzienny po lasach deszczowych.
Naraźki



































Brak komentarzy: