niedziela, 16 listopada 2014

Ranohira - totalne zmęczenie!

To był niezwykle ciężki dzień.  Ale po kolei. Najpierw robaki wieczorne, które mieszkały na ścianie domu.




Śniadanka w stylu francuskim. Owoce, bułeczki i dżemy. Można chudnąć.


No i jedziemy na wycieczkę.


Zaczęło się. Najpierw 3 kilometry pieszo. Kilometr ostro pod górę, potem dwa płasko, ale w temperaturze 36 stopni i więcej w cieniu, czyli 50-60 w słońcu. A ziemia nagrzana do 80 stopni i odbijała temperaturę. Dziewczynom było już ciężkawo, ale dawały radę.








To trumna bogatych ludzi. Trumna metalowa po herbacie. Mała bo dla dziecka. I ma poprzybijane monety. Została umieszczona wysoko w górach w jaskini i zasłonięta kamieniami. Po dwóch latach odkopano ją i zawieziono do miejscowości rodzinnej i zwłoki zakopano do ziemi. 


Termitiera.


No i znaleźliśmy węża. Jak się domyślacie Romek musiał go złapać.



No i doszliśmy do maleńkiej oazy. Ale była woda i była mokra. W tej temperaturze było to niezwykłe przeżycie. Ja już to znałem sprzed sześciu lat i bardzo czekałem na tę kąpiel. Było cudnie.



Ale zostały nam jeszcze tylko cztery kilometry. Dziewczyny po dwóch wymiękły, ale ja tego do końca nie rozumiałem. Po kolejnym kilometrze już wiedziałem o co chodzi. Skończyła się woda i zrobiło się głupawo. Basia wymiotowała, Dorota nie miała siły iść, Romek miał dość. Ja jakoś dawałem radę, ale to chyba dlatego, że latem lubiłem grać w tenisa przy wysokich temperaturach i trochę się uodporniłem. Niestety pod koniec już też miałem dosyć. Wyobraźcie sobie, że jak zostało Basi i Romkowi 400 metrów do przejścia (ale masakrycznie stromym zejściem), to poprosiłem przewodnika, aby szybko zszedł na dół i przyniósł im wodę. I to ich uratowało. Było naprawdę ciężko. Romek powiedział, że był to jego największy wysiłek w życiu. Basia stwierdziła, że już ze mną na takie wakacje nie pojedzie. A Dorota powiedział krótko - ostatni raz byłam na takiej wyprawie. 








Teraz jest wieczór i już doszliśmy do siebie. Jutro zakwasy i wspomnienia. Albo będziemy się z tego śmiali, albo mnie wyklną. No i na końcu czekały na nas liczne lemurki.











To są przyszłe cykady.


Świeżo wykluty pisklaczek.








Jutro 360 kilometrów samochodem i jakieś atrakcje po drodze.
Naraźki.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dorotko Kochana! Dostałam tylko sms, ale bez zdjęcia. Kwiaty plumerii obejrzałam sobie w internecie.Podziwiam Was w tej temperaturze; uważajcie na siebie!

Anonimowy pisze...

Panie Kierowniku! Romek nigdy nie wymięka (no chyba że nie ma crocsów)! Nie chciał zostawić w biedzie samych dziewczyn, a one jego. Pełna współpraca i empatia. Pozdrowaśki
Waldek

Anonimowy pisze...

Zazdroszczę wszystkiego, oprócz zmęczenia:) Piękne zdjęcia, pozdrawiamy Danusia i Andrzej
ps. Basiu jestem z Ciebie bardzo dumna!!