Wieczorem z tubylcami ściągaliśmy sieć. Nie było łatwo. ale udało się uniknąć pęcherzy.
Niestety były tylko trzy nieduże rybki.
Rano pojechaliśmy do lasów mangrowych. Niestety wycieczka okazała się dość nudna.
A tu jeszcze zabłąkały się fotki z wczorajszego wieczoru.
Praczki.
A to nasz basen hotelowy. Zazwyczaj jeśli już się na nim znajdziemy, to jesteśmy tam sami.
A po południu pojechaliśmy do rezerwatu baobabów. Tu było ciekawiej.
I pierwsze lemurki.
A to owoc baobabu. Smakuje jak kwaskowate cukierki.
A to pierwsze robale. Ciekawych robaków będzie więcej jak pojedziemy na północ kraju. Teraz jesteśmy tylko na plażingu. Oczywiście na dupie nie umiemy wysiedzieć i korzystamy z czego się da. Insekty z odnóżami jak skrzydła motyla, ale jeszcze bardziej delikatne.
Romek złapał kameleona, ale go ugryzł i krew się lała. To znaczy - nie Romek gryzł kameleona, ale kameleon ugryzł Romka w palec.
Jutro w planie mamy BIG GAME FISCHING. Wieczorem mamy się managerem hotelu umówić o której płyniemy i na jak długo. A potem chcemy iść do wioski do szkoły zanieść dzieciom zeszyty, kredki i długopisy. Zabraliśmy tego walizkę i plecak.
No to naraźki. Tak naprawdę to wyprawę zaczynamy dopiero za parę dni. Na razie aklimatyzacja.
1 komentarz:
drzewa rewelacyjne, ale rybki jeszcze lepsze :D
przesyłam pozdrowienia i buziaki :*:*:*
Prześlij komentarz