poniedziałek, 22 stycznia 2018

Wczorajsza kolacja nas oczarowała. Pychotki, że ho, ho. Jaka sałatka z mango? A jaki tuńczyk krwisty? A ośmiornica curry? Wybornie. I na koniec właściciel Rasta Edwin nas odwiózł do hotelu. Umówiłem się z nim, że jak coś na rybach złowię, to on nam to przyrządzi.






















No i przyszedł czas połowu. Popłynąłem z chłopakiem jego motorówką 20 km w głąb oceanu. Takie rybki jak poniżej wypuszczaliśmy, bo były za małe. Co to 1,5 kg?






Połów prawie udany. Prawie, bo co prawda ryb nie brakowało, ale był niedosyt tej wielkiej. Jedna się trafiła, ale zanim ją wyciągnąłem, to rekin ją dorwał i spokojnie zeżarł do końca. Poza tym były tuńczyki żółto-płetwe i tuńczyki latające (wyskakujące z wody).



Wieczorkiem idziemy do Rasty Edwina na carpaccio z tuny i na steki :-).


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piekne zdjecia :) Basia w kwiatach :)i zadowolony Piotr po polowie. Fajnie sie na Was patrzy i zazdrosci :) widokow, pogody i jedzonka. Buziaki dla Was.
Danusia

Magdalena Nowacka pisze...

Ale woooda, ale widoki! RAJ!