środa, 17 stycznia 2018

Praslin

Wczorajszy dzień był dniem zmiany wyspy. Promem przeprawiliśmy się na island Praslin. Znacznie większa od La Digue. Niestety chyba mniej ciekawa, a będziemy tu 7 dni. Może ciut za wcześnie na taką ocenę, ale na pierwszy rzut oka tak nam się wydaje. Mieszkamy w fajnym hotelu. Mamy willę na wzgórzu z widokiem na zatokę. Na miejscu dwie restauracje i stosunkowo mało ludzi. Taki boutikowy hotel. Problemem jest jego położenie. Aby dojść do najbliższego sklepu lub restauracji ogólnie dostępnej, musimy przejść 2,5 km. Niby nie dużo, ale jak chcielibyśmy udać się tylko dwa razy dziennie do miasta to jak nic wyjdzie minimum 10 km. A w rzeczywistości pewnie i 15, bo te 2,5 km jest do pierwszych zabudowań. Droga wiedzie przez nieoświetlony las. Nocą bez latarki praktycznie nie da się tego przejść. Poza tym do miasta można się dostać rowerem, ale to opcja jedynie na dzień, bo jednoślady nie mają światełek. Cena zdezelowanego roweru to dla pary 20 euro za dzień. Taksówki są dość drogie, wynajmować samochodu nam się nie chce (ruch lewostronny), a innego transportu nie ma. Do pierwszego przystanku autobusu jest ponad kilometr, ale i tak nie wiadomo kiedy autobus przyjedzie. Musimy to jeszcze rozgryźć. A w tym pobliskim mieście są 3 sklepy spożywcze, jeden "take away", kilka restauracji, może ze dwa sklepiki z pamiątkami lub ciuchami i nieliczne ośrodki wypoczynkowe lub hotele. Miasto ciągnie się dalej, ale to już znacznie większe odległości. Poza tym plaże chyba nie będą już tak urokliwe jak na poprzedniej wyspie. Plusem jest rezerwat przyrody będący dżunglą. Kto lubi dżunglę, ten się cieszy, ale też nie brak ludzi twierdzących, że wydane 20 euro na wstęp jest wyrzuceniem pieniędzy. Reklamowana czarna papuga mająca być tu najciekawszą atrakcją ponoć jest nie do ustrzelenia aparatem fotograficznym i oczami zresztą też. Ale wszystko przed nami. Mamy też zamiar udać się na okoliczne mniejsze wysepki.
Słów kilka o jedzeniu. Może trochę się powtórzę, bo chyba już coś o tym pisałem. Królują owoce morza. Ośmiornica podawana jest z grilla, albo jako element sałatki złożonej z drobno pociętych warzyw i owoców. Naprawdę smaczne. Jeszcze bardziej smakuje nam sałatka z wędzonej na zimno ryby. Jej wąskie paseczki podają z mango, kapustą, i marchewką, ale czasem także cebulą i innym warzywami. Rybki w każdej postaci. Kalmarki przepyszne. Zarówno malutkie jak i większe. Umieją je tu dobrze przyrządzić. Oczywiście też serwują całe zestawy owoców morza. Popularne jest też curry w różnej postaci. Owoce zjadamy przede wszystkim na śniadanie, bo są w hotelowych restauracjach bardzo urozmaicone i już obrane, pięknie podane. W wielu miejscach podają też jakieś zupy dnia, ale na razie nie skorzystaliśmy. Wczoraj spróbowałem miejscowej pizzy i nie była najgorsza. No i jest jeszcze jedno przepyszne danie - carpaccio z surowej rybki. Pichotka. To Basi specjalność. Moja to salat smoked fish. Pieczywo poprzez wysoką wilgoć jest bardzo miękkie niczym dietetyczna bułeczka. Chrupiących chlebków lub bagietki tu nie uświadczysz. Popularne są bary owocowe serwujące soki z tego o co się poprosi. Przyrządzają zmiksowane z lodem. Co ciekawe, około 21.30 życie na wyspie umiera. O tej porze zamykają się ostatnie restauracje. Sklepy i niektóre bary jeszcze wcześniej. 
Pocieszamy się tym, że jak się trochę ponudzimy to nam nie zaszkodzi. Ale też z drugiej strony, to znając nas, nawet na nudnej wyspie znajdziemy sposób na aktywny wypoczynek. No to budzę żonę i zaczynamy nowy dzień :-). Naraźki



Bardzo popularnym tu owocem jest przepyszna marakuja. 



poniżej sałatka z wędzoną rybą (prawie surową).


I Basine carpaccio.



Brak komentarzy: