poniedziałek, 31 stycznia 2011

SALVADOR

W Salvadorze przywital nas mily hotel, ale co z tego skoro wital nas o 23.00, a rano juz z niego wyjezdzamy.


Przewodnik zapoznal nas z historia Brazylii i jej pierwsza stolica Salvadorem. Bardzo wazne byly dla niego forty, wiec musielismy wiekszosc z nich chocby z okien samochodu, ale zobaczyc.



Salvador to miasto zwariowane na punkcie samby moze nawet bardziej od Rio. Juz w miescie powstaja liczne trybuny wokol sambodromu, ktorym przez szesc nocy (od 16.00 do 6.00) na poczatku marca ruszy feria barw i niebrzydkicg panienek. Carakterystyczne dla tego miasta sa grube murzynki przyodziane w barwne dlugie suknie.



Stare miasto urzeka swymi kolonialnymi placami i uliczkami.










I dotarlismy do kosciola, ktory zwiazany byl z Franciszkiem z Asyzu. Jego bogactwo powalilo nas na kolana. Zarowno plac przykoscielny, jak i zachrystia, no i w koncu sam kosciol przyprawiaja o zawrot glowy. Cos dla Kajtka. Oczywiscie do tego cala masa opowiastek przewodnika. W samym kosciele mogli przebywac tylko bogaci. Biedota stala wokol kosciola. A ci najbogatsi mieli nawet swoje loze.






Niestety Salvador jak wszystkie wielkie miasta ma tez swoich biednych. 50% ludzi mieszka w favelach, ale sa i tacy, ktorzy mieszkaja na ulicy. Musicie sie doszukac ludzi na ponizszych zdjeciach. Kilka dni temu pisalem, ze w Sao Paulo mieszka 30 mln ludzi. Blad. Miasto ma 20 mln, a stan 40 mln.




Krzyz z samochodow.


No i tyle naszej przygody z Salvadorem. Teraz czeka nas piec nocy blogiego leniuchowania na przyoceanicznej plazy w 5 gwiazdkowym osrodku z all inclusiv, czyli tycie na maksa (jak bedzie smacznie).

Brak komentarzy: