niedziela, 30 stycznia 2011

Manaus

Dojechalismy do Manaus, czyli dwumilionowego miasta w srodku dzungli amazonskiej. Ponizsze zdjecie to jeszcze Iguasu. Fajne maja tam swiatla. Gorna kropka schodzi w dol i jask juz najdzie na dolna, to swiatla sie zmieniaja.


W Manaus przesiedlismy sie najpierw do samochodu, a nad rzeka Rio Negro do lodzi pekepeke, czyli z takim silnioczkiem jednocylidrowym i dlugim walem ze sruba. Trzesie sie to i halasuje niemilosiernie, ale pomalu plynie.

Zakwaterowano nas w lodge w samej dzungli. Bardzo fajny osrodek, ale juz nie tak luksusowy. Kilkanascie domkow rozsianych jest w lesie deszczowym i prowadza do nich oswietlone sciezki. Atmosfera wspaniala. Wszystko wykonane z tego co w dzungli mozna znalezc. Witaly nas tez wszedzie obecne papugi.

Po przyjezdzie nakarmiono nas i od razu poszlismy przez las do malej osady indianskiej. Byl to pokaz tanca i muzyki tubylcow. Oczywiscie po pokazie byla mozliwosc zakupu pamiatek. Takie troche to rezyserowane, ale mimo wszystko fajne.


Tak wlasnie wyglada pekepeke.

A przed zachodem slonca poplynelismy na poszukiwanie kajmanow i polow ryb. Kajmanow tego dnia nie znalezlismy. Ryby zlowione tez nie byly naszymi trofeami. Wedlug czasu lokalnego wstalismy o 2 w nocy i az do 20.00 mielismy loty i wycieczki. Bylismy bardzo zmeczeni, a noc nas czekala z odglosami dzungli. Byl strach. Ponizej pirania.

Zachod slonca przed nocnym poszukiwaniem kajmanow.

A to lobby naszej lodge.

Noc aczkolwiek halasliwa, przed switem calkowicie sie uspokaja. Nie nawiedzily nas rzadne robaki, ani weze. Spalismy spokojnie i rano ruszylismy na calodzienna wyprawe statkiem do Amazonki. Po drodze mijalismy stacje benzynowe na... rzece.

Na rzece Rio Negro buduja most. Chyba pierwszy. Ma 71 przesel i 4 kilometry dlugosci. Amazonka choc ma prawie 7000 kilometrow - mostu jeszcze sie nie dorobila.

Po drodze mijalismy Manaus. Jak wszedzie tak i tutaj wiele faveli.


My mielismy dobre warunki na statku, ale tubylcy - nie. Na przyklad do Belem (Betlejem brazylijskie) plynie sie 6 dni. Ludzie spia i zyja na hamakachrozieszonych tak gesto, ze nie wiem jak oni na nie wchodza. Jest tam kilka kibelkow i mozna tez cos zakupic od kucharza. Chyba taka podroz do przyjemnych nie nalezy.


Rio Negro to czarna rzeka. Humus z lasow deszczowych splywa do wody i wyglada ona jak coca-cola. Natomiast Amazonka jest jak kawa capucino. W miejscu gdzie te dwie rzeki sie lacza, widac wyraznie roznice kolorow. Przez nastepne 10-20 km nadal sie nie mieszaja i plyna sobie obok siebie.

Przybilismy do wioski indianskiej. Takiej naweet troche ucywilizowanej aby podpatrzyc zycie mieszkancow dzungli.

Jak zapewne wiecie Amazonia slynie z produkcji kauczuku. To tutaj Pan Ford zasadzil kilka milionow drzew kauczukowych aby uniezaleznic sie od pana Goodyera. Niestey roibil to dwukrotnie i nic mu z tego nie wyszlo. Ponizej kauczuk splywa do naczynia i potem po podgrzaniu wulkanizuje sie i mozna na przyklad zrobic pilke nalewajac mleczko kauczukowe na obracajacy sie patyk.


A  tu sztuka gotowania. Szczegolow nie znam, bo to przeciez facetow nie interesuje. Wazne co na talerzu, a nie jak sie tam znalazlo :)


To nasz statek. Teraz wysiadamy aby udac sie do tubylcow na obiad.


O Matko Boska!

Po obiezie spotkala mnie wielka niespodzianka. Zawsze chcialem wziac na rece leniwca. Ten byl maly bo jest dwupalczasty. Te troj-palczaste sa wieksze i maja purpurowa mordke. Ale ten i tak byl najwspanialszy. Mocno sie do nas przytulal. Swietny zwierzak.


No i koniez wycieczki. Wysiadamy przy naszej lodge. Przy samym osrodku plywaja kajmany, a rzece jest niezliczona ilosc strasznych ryb z piraniami na czele. Nie przeszkadza to absolutnie tubylcom w kapielach. My nie sprobowalismy.

Ten koniczek mial z 10 centymetrow.

A to basen hotelowy.

Nidaleko naszego noclegowiska znajduje sie rezerwat malp. Sprowadza sie do niego glownbie porzucone przez ludzi zwierzaki. Dziecko chcialo malpke, to ja dostalo, ale jak zaczela rozrabiac, to trzeba bylo sie jej pozbyc. Zwierzeta najpierw przechodza wstepny okres adaptacyjny w klatkach, potem sa wypuszczane i zyja w lesie wolno, ale sa dokarmiane o stalych porach, a jak juz przejda przez te dwa etapy, wywozi sie je do lasu. Aktualnie przebywa tam okolo 20 malpek, ale przez rezerwat przeszlo juz 500.


Poza wszelkim rozkladem jazdy w wolnej chwili poprosilismy o wedki poszlismy na polow. Zakonczyl sie wielkim sukcesem. Zlapalismy cztery gatunki ryb. Sami popatrzcie na te wspaniale okazy.Ponizej cat-fish.



Ostatnia noc. Wieczorne obserwowanie owadow i nazajutrz lot do Salvadoru, przez stolice Brasilie.



Przed polowem ryb spotkalismy kajmana.



No to narazki. Do spotkania w Salvadorze, czyli pierwszej stolicy Barzylii. Przepieknym ponoc miasteczku kolanialnym. Osobiscie kocham ten styl bardzo, bardzo.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

NIESAMOWITY ten leniwiec :))) jedyny w swoim rodzaju wyraz pyszka :P
buziaki!!! M:)

Anonimowy pisze...

dlugo was nie bylo, rozumiem, ze to przez kompa. leniwiec jest niezly chociaz na mnie zrobila wrazenie amazonka a konkretnie ta granica gdzie styka sie z ta druga rzeka - masakra. buziaki.k.