Jadąc
autostradą do Hiszpanii oczom naszym ukazał się napis Lourdes. Nie planowaliśmy
odwiedzin miejsca nawiedzeń, ale z okazji oczywiście skorzystaliśmy. I warto było. Przeszliśmy drogę krzyżową,
odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze świątynie, a wieczorem wzięliśmy udział w
nocnej procesji z lampionami i różańcem. Dzisiaj mamy jeszcze do zaliczenia
mszę w potężnym kościele dla 25000 wiernych, zbudowanym… pod ziemią. I dalej ruszamy do Bilbao, czyli na północ
Hiszpanii. Mamy trochę niedosyt natury, ale może uda się to jeszcze nadrobić.
To nie to co egzotyczne wyprawy. Ciężko jest spotkać jakiegoś ciekawego
zwierza, czy też upolować aparatem fajnego robaka. Na pocieszenie ślimak. Biedak przebiegał jak mógł najszybciej
jezdnię. Może mu się uda, bo to przecież Francja, czyli kraj ślimakożerców.
Naraźki. PS. Dla głodomorów parę fotek pysznego żarełka.
1 komentarz:
Do Lourdes trafiliscie pewnie w nagrode za te markize (hi,hi). Buziak, Renata
Prześlij komentarz