poniedziałek, 16 maja 2011

Ale kolacja!



 
Najpierw  parę fotek z telefonu. Powyżej ryba bez tułowia. Natomiast poniżej to łódka którą (sami) udamy się na cudne wyspy. Ale wyprawa nie taka łatwiutka, bo mamy do zrobienia kilkanaście kilometrów po otwartym morzu. Wyzwanie dla nas fajne. Ruszamy po 10.00 i pływamy do wieczora.

 
Wieczorem udaliśmy się na owoce morza. Zamówiliśmy zestaw składający się z... 13 półmisków i 16 dań. Potem prawdziwe włoskie tiramisu i lody. Basia ciągle cierpi z przejedzenia (a jest już rano).


A poniżej kolacja przedwczorajsza w restauracji u Franca. Wykwintnie nieludzko, drogo nadludzko, a smaki nie trafiły w nasze gusta.





Basia udała sie na schoping, a ja postanowiłem zarzucić sobie dyżur w kuchni. Na antipasti była bruscetta, primio piati to małże, a secundo piati ryby. Ponoć żonce smakowało.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jak ukochana osoba gotuje to musi smakować :) a ryba bez tulowia OBRZYDLIWA!!! MN:)