Dziś parę fotek. Wielkich opisów nie będzie bo i nie ma o czym pisać (wyjazd relaksacyjny a nie turystyczny - zwiedzaniowy) i nie ma czasu. Czas zużywamy na spacery, jogę, medytację, rowery i oczywiście na jedzenie :-).
Poniżej obiadek w campingowej restauracji. Zupa z owocami morza, brzytwy na sałacie, pizza hiszpańska (nie mylić z włoską ani polską)i sałatka z tuńczykiem.
Kolega spotkany na wycieczce rowerowej. Ja codziennie jeżdżę ponad 40 km, Basia jak ze mną się wybiera to na przynajmniej grubo ponad 20 km.
Informacja dla Józka: Józek! Nie ma nam kto obierać nieśplików obierać! Dla tych którzy nie wiedzą co to nieśplik podaję jego inne nazwy: miszpelnik, eriobotrya japonica czyli kosmatka japońska, groniweł japoński, nispero, w handlu czasem zwany loquat.
A tu wspaniałe stoisko z owocami morza. Wybraliśmy ośmiornicę 80 dekagramową.
A tu wizyta w bardzo pięknym parku. Jakby co to Basia jeździ w kasku. Tylko do zdjęć zdejmuje.
Rybki poniżej były grubsze od mojego uda. Jeszcze takich dużych karpi ozdobnych nie widzieliśmy.
A to wieczorny spacer.
Poszliśmy obejrzeć iluminacje w mieście. Były imponujące.
Głupi sport hiszpański.
ta nazwa mnie prześladuje :-).
Pomarańczowe plantacje są przepotężne. Można rwać do woli. Miliony drzew. A wśród nich dłuuuugie ścieżki rowerowe. Poezja.
A tu poranna godzinna joga i przy okazji możecie zobaczyć jak teraz mieszkamy.
Odkryliśmy wczoraj przepyszne wino w kampingowym sklepie. Lane z beczki po 1,25 euro za butelkę. Pichotka za pół darmo. No to naraźki :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz