Jechaliśmy do Murcji, ale po drodze zadziwił nas widok miasta oddalonego od drogi o kilka kilometrów. Las Vegas i Dubaj w jednym. Las wieżowców. Wprost niewiarygodne. W sumie nie tak duże miasto, a okazało się, że drapaczy chmur w Europie jest tylko więcej w Londynie i jeszcze jednym jakimś mieście. A żeby było dziwnie,j to jest to miasto typowo turystyczne. Zero przemysłu. Nawet mało dzielnic mieszkalnych. Same apartamentowce turystyczne.
A to jeszcze fotka zrobiona przed tygodniem.
No i wspomniane miasto wysokościowców Benidorm (Przy okazji prywatne pozdrówki dla Beatki i Janusza - mają firmę o nazwie Benidorm)
Szyneczki kupuje się tutaj w całości. Cena za nóżkę od 20 euro do kilkuset.
Balkon śródziemnomorski. Piękny.
Smocze drzewa.
Ciekawie rozwiązany problem ścieżek rowerowych. Na środku jezdni.
A to Alicante i słynna posadzka doprowadzająca ludzi do zawrotów głowy.
Piękny budynek w Benidorm. Jest tylko mały problem. Nie można go zasiedlić bo... projektant zapomniał o windach. Nie żartuję.
A to najwyższy budynek w tym mieście. Byliśmy na jego szczycie podziwiać panoramę miasta.
Przepychota ośmiornica po galicyjsku.
My na balkonie śródziemnomorskim.
A tu wyżerka małży. Zjedliśmy 40 sztuk w czterech smakach. Jakie były przepyszne. Jeszcze nam donieśli.
A na koniec sepia.
I pożegnalna kolacja w Benidorm. Szliśmy na pizzę, ale po drodze usłyszeliśmy muzykę na żywo. Muzykę oczywiście hiszpańską. Nie mogliśmy się oprzeć i zjedliśmy wielką sałatkę owoców morza i stek z tuńczyka. I oczywiście potem poszliśmy na pizzę :-). Nawet na dwie :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz