wtorek, 23 maja 2017

Motyle, zwierzaki itp

Heloo!
No to po kolei. Najpierw odpowiedź dla Patrycji. W okolicy El Ejido jest największy na świecie kompleks szklarni ( w rzeczywistości są to potężne namioty foliowe). Chronią przed wiatrem. który w tym regionie wieje praktycznie non stop. Poza tym stabilizują wysoką temperaturę i chronią przed insektami. Tu produkuje się ponoć większość warzyw spożywanych w Europie.

Bardzo dotknęła nas informacja o śmierci Zbyszka Wodeckiego. Osobiście bardzo go lubiłem za 
śpiew, grę na instrumentach i za to jakim człowiekiem był. Najlepiej ujął to Piotr Gąsowski na FB:

Zbyszku, Zbyszeczku, Zbyniu nasz najukochańszy… Coś Ty nam zrobił…
Nie mogę tego pojąć, zrozumieć, ogarnąć… Wszystko we mnie krzyczy, wrzeszczy, płacze…
Nie przyjmuję tego do wiadomości… Nie chcę…
Gdzie tu, kurwa, logika? Gdzie sens?
Byłeś i jesteś dla mnie i dla wszystkich moich przyjaciół najukochańszym Zbyszkiem Świata! Nie znam nikogo, kto by Cię nie lubił bądź nie kochał… Ktokolwiek choćby otarł się o Ciebie w życiu, był z tego dumny i czuł się zaszczycony… Wszyscy podziwialiśmy Twoją umiejętność pochylenia się nad zwykłymi ludźmi, Twoją do tych ludzi atencję i ciepło…
Wzorowaliśmy się na Twoim poczuciu humoru i Twojej genialnej autoironii…bo na Twoim artyzmie, wzorować się było nie sposób, bo byłeś jedyny, niepowtarzalny i niedościgniony…
Nie wiem już co mam pisać… Nie wierzę… Nie chcę uwierzyć… Płaczę
Jestem jak pęknięty balonik…
Jestem jedną z sierot po Tobie…
Kochamy Cię, kochaliśmy Cię i kochać będziemy…
Śpij nasz najwspanialszy Przyjacielu…

Wczoraj wieczorem postanowiłem sobie odświeżyć Wodeckiego muzykę odtwarzając wieczorem jego płytę. Jako partnerkę wziąłem sobie butelkę whisky przywiezioną z Polski. Przy okazji obudziłem muzyką Basię. Nie pamiętam o której poszliśmy spać, ale dzisiaj robimy sobie przerwę. Zwykły kac. Ale rankiem żona nie mogąc patrzeć na moje cierpienie przyniosła to:


Wczoraj poszliśmy do mariposarium (motylarni). Zrobiliśmy w sumie 10 km wchodząc na naprawdę dużą wysokość. A temperatura około 30 stopni. Ciężko było :-). Ale motylki wynagrodziły nam to. Cudowne. A po południu pojechaliśmy do bioparcu. Dużo fajnych zwierzątek.



Bardzo dużo wyschniętych rzek. Teraz jest dobry moment na ich oczyszczenie.




To coś z morza. Ale co to? Nie mamy pojęcia.



Mięsa nie jemy praktycznie w ogóle. Za to owoce morza mamy w swoim menu na stałe.


Łódka nas rozbawiła. Maniuś H, nasz wujek :-).


A to stromy podjazd na rowerach.


I już na górze :-).


Miejsce jakiegoś wypadku z udziałem ludzi z Argentyny.



Kozy karmione melonami.



Pojechaliśmy do pięknego ogrodu prowadzonego przez muzułmanina. Naprawdę piękny. Masa kwiatów. A na koniec poczęstował nas przepyszną lemoniadą własnej produkcji.












Domki dla owadów.





Cieciorka a ośmiornicą wybitna.




Muszle można zbierać łopatą. 



Wspaniały parowiec. Szkoda, że już nie na chodzie.


Są tu też specjaliści od rzeźby w piasku.





I kolejne oceanarium. Uwielbiamy je.

















Motyle zrobiły na nas wielkie wrażenie. Byliśmy juz w wielu motylarniach, ale tę mianujemy number one.






Te ćmy śpią za dnia siedząc stadnie na drzewach. Dla tych, którzy w motylarni nie byli - jest to wielka sala gdzie motyle latają swobodnie i się rozmnażają. Żyją najwyżej kilka tygodni. Te wielkie ćmy tylko 6 dni. Nie jedzą. Rodzą się, latają i umierają.

















































Dziś mieliśmy zwiedzać miasto, ale się leczymy :-). Pójdziemy jutro. A jest co oglądać. To tu żył Pablo Picasso i tu jest najlepsze muzeum z jego pracami. A na wieczór zaplanowaliśmy pokaz flamenco.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To coś z morza, to kiść ciemnych winogron, która wypadła jakiemuś żeglarzowi.... może nawet Kolumbowi.
Pozdrowaśki
Waldek

Unknown pisze...

Ciekawe, jak smakuje mleko kóz karmionych melonami...? :)