czwartek, 16 czerwca 2016

Palermo

Dwa poprzednie dni poświęciliśmy na spacery w okolicach rezerwatu Zingaro. Pierwszego dnia przeszliśmy (według aplle watch) ponad 16 kilometrów w temperaturze około 27 stopni. Ale było fajnie. Przyroda piękna, cudowne widoki klifów, skał i wody.













I na koniec obiad w najlepszej restauracji w Scopello. Tuńczyk praktycznie na surowo w pistacjach i do tego jakieś zawijane rybki. Pychota. Do tego cudowna restauracja ze stolikiem pod figowcem. Zerwaliśmy ukradkiem dwie figi i przyszedł pan kelner i... powiedział, że te nie są najlepsze i zerwał nam super dojrzałą, ogromną i słodką.








A to obiad dnia poprzedniego. Mix surowych muszli. Jeszcze się wnętrza ruszały. 



Nad górami tworzą się urocze chmurki, które potem wędrują po niebie.


A wczoraj wybraliśmy się do serca rezerwatu Zingaro z planem pokonania około 15 kilometrów. Niestety temperatura ponad 30 stopni zmusiła nas do zmiany planów i zakończyliśmy wędrówkę na 6 kilometrach. Potem sobie jeszcze dochodziłem w okolicach kempingu do 14 km, ale już w niższej temperaturze i z przerwami na kąpiel w morzu.








Droga była wyjątkowo trudna. Praktycznie wejścia i zejścia po skalistych bardzo nierównych ścieżkach. Basia oglądając jeden z kwiatków odkryła jego tajemnicę. Mianowicie zauważyła, że małe pąki kwiatów wyglądają jak kapary, a te większe jak wielkie kapary w słoikach. I miała rację. Szkoda tylko, że piękne kwiaty kaparów więdną zaraz po rozkwitnięciu. Żyją tylko parę godzin.





A to kościółek w plenerze.


I obiad w restauracji wyróżnionej przez przewodnik Michelin. Oczywiście znów półsurowy tuńczyk, który w tych okolicach uważany jest za super przysmak.



A do tego obiad w przepięknej scenerii.






A dziś ruszyliśmy do Palermo. Rano o 6.00 były 33 stopnie. Wystraszyliśmy się.  Ale juz przed dziewiątą pokazało się 38. 


I zaraz potem 40.


Nadal przed 9.00 rano 41.


42 nas mocno przeraziło. Wszak mieliśmy w planie długi spacer po mieście.


Nie wystraszyło nas to i wybraliśmy się na zwiedzanie zabytków. Nie będę tego w szczegółach opisywał, ale było na co popatrzeć. To co oni stworzyli z marmuru przechodzi wszelkie wyobrażenia. Cuda.




Rita! To święta Rita :-).


I grób Falcone.


Dziś czwartek, ale większość kościołów szykuje się do ślubów.



Sa też biedne dzielnice.









To jakaś najsłynniejsza knajpka z panini.





A to miała być kawa mrożona. A przynieśli lód kawowy w kieliszku.










Mozaiki na posadzkach i ścianach niespotykane nigdzie indziej. Wszak Sycylia słynie z wydobycia marmuru.





A mozaiki?


















Dla kogoś może kilo muszeleczek?




To mikro mozaiki w królewskim pałacu.








Trafiliśmy też na wystawę słynnego malarza Antonio Ligabue. Ale wybaczcie. Może my się nie znamy na sztuce, ale to nam się w ogóle nie podobało.







Hicior! Rybki :-).













I dopadło nas 43 stopni.


A potem nawet 44.




tak wygląda podgotowana Basia.


No to naraźki. O 23.30 płyniemy promem do Livorno. Dopłyniemy po 17.00 i dalej ruszamy na przepiękne tereny Cinque Terre. Naraźki.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bylismy tam (cinque terra)tydzien temu, przyjemnosci!!Renata en Leo

Anonimowy pisze...

Nie znam Ligabue, ale tutaj zdaje się być trochę Rousseau, zerkającym na van Gogha. Prymitywizm bez ucha.
Taka sztuka (naiwna), choć zabawna, wydaje mi się przez tę prostotę dziwnie szczera w przekazie (bo wiadomo, że prawdy nie oddaje –jak każde prawdy ujęcie). I cenię ją za to, bo w tym kontekście jej mankamenty są raczej zaletą. Ale zdezorientowane rybki w kielichu rzeczywiście powalają.
Powalają też te złote/mozaikowe wnętrza i marmur, którego jakoś nigdy nie ceniłam, a teraz widzę, dlaczego (bo nie widziałam tego z Sycylii!), a fasada kościoła na przedostatnim zdjęciu kojarzy się z fasadą pewnego kościoła w Rzymie, perełki barokowej architektury (której też jeszcze nie widziałam..), piękne są oba.
W wiadomościach ciągle mówią o pożarach na Sycylii i niedaleko Palermo – może dlatego jest tam tak gorąco;))