czwartek, 2 czerwca 2016

Lecce

Jesteśmy w Lecce na południu Italii, a dokładniej w "obcasie". Nasz znajoma - Jola - szuka nowego miejsca do zamieszkania i bierze pod uwagę Lecco, nazywane Florencją południa. Postanowiliśmy sprawdzić, czy to fajne miejsce. W przewodnikach same ochy i achy. A w rzeczywistości? Zawiodło nas. Jest tu dużo starych kościołów z bardzo pięknymi rzeźbami w kamieniu. Misterna niezwykle robota. Są też ruiny starego amfiteatru, ale tylko jego fragment. Uliczki z kamienicami  kamiennymi. Niby wszystko OK, ale coś tu nie gra. Dużo zaniedbanych budynków. Santa Croce, bazylika uważana za najpiękniejszy miejscowy zabytek urzeka na zewnątrz. Ale w środku już nie jest tak piękna. Nie brakuje misternych rzeźb, ale jakby czegoś było brak. Może zieleni? Może ogólnie kolorów? Zdecydowanie według nas przereklamowane miasto. Jolu! Szukaj dalej!







Jest takie miejsce w Lecce, gdzie stoi wielu handlarzy i sprzedają wyłącznie... dzwoneczki. Związana jest z nimi legenda. Stara legenda opowiada historię biednego pasterza, który zgubił swoją jedyną owieczkę w drodze do domu. Po tym, jak juz szukał wszędzie, jak juz opadł z sil, chłopiec usłyszał nikły dźwięk dzwoneczka w oddali. Ruszył w tamtym kierunku myśląc, ze to dzwoneczek jego owieczki i dotarł na skraj gdzie ukazał mu się święty Michał. Ocalił owieczkę i zdjął dzwoneczek, który wisiał na jej szyi, wręczył pasterzowi mówiąc, ze przyniesie mu szczęście. Od tego dnia życie małego pasterza zmieniło się, jako że spełniały się wszystkie jego życzenia. Od tej pory mały dzwoneczek stał się symbolem szczęścia, a dalej do dziś według tradycji Salentine jest prezentem dla ukochanych/bliskich. (tłumaczenie Aguś).






Stare drzewa oliwne mają cudowne pnie. Nie mogliśmy się napatrzeć. Na większości zdjęć z drzewami schowała się Basia.











A to jakaś stara fotka.


Tak Basia w Spello wywalczyła piłkę dla wnuka. Dla drugiego chłopaka ja zdobyłem.


A to sprzed kilku dni. W Asyżu każdy musi przed wejściem do kościoła Świętego Franciszka przejść szczegółową kontrolę antyterrorystyczną. 




Kolejka do kontroli.


A to obrazy kwiatowe z jakiejś maleńkiej wioski. A czy wiecie, że w Polsce też jest znana tradycja układania kwiatowych dywanów dla procesji Bożego Ciała? Wygooglojcie sobie Spycimierz.




Piękne rosarium. Ciężko było Basię stamtąd wygonić.








A tu nasz "obóz" w Porto Sant'Elpidio. Zwróćcie uwagę an drugim zdjęciu na widok z okna samochodu. Byliśmy nad samym morzem.



Wiecie zapewne, że mam zamiłowanie do robaków. Niestety tu ich nie ma. Zastępczo ślimak.


Staramy się spędzać dni choć w części aktywnie. Normą jest około 1000 kalorii spalonych każdego dnia co odpowiada 30 km na rowerze lub 15 km chodzenia.





Droga do Lecce na bardzo wielu kilometrach obsadzona jest na poboczach pięknymi oleandrami.



I jeszcze kilka fotek z Lecce. Nie wiem dlaczego program bloggera je miesza.











W mieście była jakaś demonstracja antyterrorystyczna.


Restauracja o dźwięcznej nazwie La Scarpetta.





I co z tego że wali.


Jutro dzień odpoczynku, a pojutrze ruszamy dalej. Naraźki.


1 komentarz:

Unknown pisze...

Ja wiedziałam, że moja teściowa ma wiele talentów, ale że w piłkę nożną potrafi, to nie wiedziałam :))
Niestety na zdjęciach miasto ująłeś tak pięknie, że gdyby nie opis, ja osobiście byłabym zachwycona ;)
Dzwoneczek możecie jeden malutki spakować dla Alusia - uwielbia! <3
I zakładam, że La Scarpetta bardzo aromatyczna? :P