Dziś odpływamy do Savony. Maroko nas trochę rozczarowało. Jedzenia dobrze nie skosztowaliśmy, bo w Ramadanie prawie wszystko pozamykane. Choć tajin udało się zjeść dwukrotnie i nam smakowało. Zabytków imponujących i wielkiej sztuki też nam się nie udało zobaczyć. Może są w Csablance i Marakeszu? Ludzie mili, ale wobec siebie faceci bardzo agresywni. Na każdym kroku krzyki i przepychanki, choć do wielkich walk nie dochodziło. Campingi poniżej wszelkich standardów. Ogólnie brudno. Dziwne, że infrastruktura szczególnie w dużych miastach na poziomie prawie europejskim, ale ludzie do tego się nie dostosowują.
Poniżej trochę fotek z dnia wczorajszego. Byliśmy w małym mieście leżącym przy rozległej lagunie. Ludzie żyją tu z połowów ryb, oczywiście ze wszechobecnego handlu, upraw i zbioru muszelek w mule.
Krabów miliony.
Może i nie ma tu śniegu, ale snowbord uprawia się na piasku.
W porcie kupiliśmy przepyszną rybę. Smażyliśmy sami.
Ziemniaki kopcuje się w lesie, bo tu chłodniej. Tyle, że trzeba ich pilnować.
Mieliśmy też super miłą wycieczkę łodzią po rozlewiskach poszukując flamingów. Widzieliśmy je tylko z bardzo daleka, bo woda opadła. Pan chciał z nami płynąć przed południem, ale my się uparliśmy na popołudnie. I okazało się, że miał rację :-(.
Zaplątała się krzykaczka z Hiszpanii. Papugi to takie ptasie rozrabiaki. Ganiają się i strasznie krzyczą.
A to mieszkaniec campingu. Wielkości kciuka. Poza tym wszędzie masa kotów. Zatrzęsienie ich.
Parkowanie Marokańczyków to jakaś zmora.
Kilka dzieciaków przyjechało na plac zabaw.
Masa tu boisk do piłki, i siatkówki. I wszędzie pełno ludzi gra. I nie tylko dzieci.
W restauracjach ludzie w czasie ramadanu siedzą przy... pustych stołach.
Może komuś główkę koźlątka?
Albo rożek?
No to zaraz jedziemy na prom. I 62 godziny luziku :-).
Naraźki
1 komentarz:
Na jednym zdjęciu widać głowy wystające z wody, ubrane w turbany?
Naprawdę przez długą chwilę zastanawiałam się, co to za zwierza... :)
Prześlij komentarz