poniedziałek, 28 listopada 2016

SL - ciąg dalszy.

Poniżej statua Buddy. Jeszcze do niedawna z tej góry zrzucano w beczkach przestępców. Kulali się na dół. Jeśli mieli szczęście to przeżywali, ale było to raczej rzadkie.


Sklepiki z pamiątkami.


A to nasz hotel w Kandy. Na Sri Lance nawet luksusowe hotele odbiegają znacznie od europejskich standardów. Niemniej jednak nie jest źle. Nasze są dość czyste. Wkurzają nas natomiast kelnerzy, którzy potrafią we dwójkę albo nawet we trójkę stać przy stoliku i patrzeć jak my jemy. 


Raz jeszcze góra przestępców.


No i przyszedł czas na zakup regionalnych strojów. Basia zdecydowała się na sari. Pozostali już nie.



A poniżej zestaw suszonych warzyw przyczepianych pod przednim zderzakiem dla odstraszania złych duchów.


Nasz samochód ma rejestrację Basiową. Zaczyna się od liter WPNB, czyli oczywiście jeździ nim Wielmożna Pani Nowacka Barbara.


A to przepiękny, potężny ogród botaniczny w Kandy. Największy chyba jaki w życiu widzieliśmy. Głównie drzewa, ale jest też trochę kwiatów.














A poniżej kilka fotek z... nietoperzami wielkości średniego liska. Czyli Fly fox.






















Jak to bywa zazwyczaj, musieliśmy też zwiedzić warsztaty rękodzielnicze. Rzeźbiarskie, produkcji batików, jubilerów...


Będzie układanka dla wnusiów :-).


A to nasz lankijski pojazd. Całkiem wygodny.


Tuk tuki są w bardzo dobrum stanie. Wszystkie prawie nowe i prawie identyczne.


Autobusy nie mogą się równać z filipińskimi, choć są nieco bardziej kolorowe aniżeli nasze.


A wieczorem w kandy udaliśmy się do Dalada Maligawa, czyli do Świątyni Zęba. To tu jako relikwia spoczywa jeden z trzydziestu zębów Buddy. Chroniony w zamkniętym pomieszczeniu w przepięknie zdobionej ogromnej oprawie. Otwiera się drzwi pomieszczenia dwa razy dziennie na 30 minut i z dużej odległości przez te otwarte drzwi można tę relikwię zobaczyć. To miejsce kultu mieszkańców i atrakcja turystyczna.



A to typowe pismo lankijskie, które my zwiemy pismem kółeczkowym.


Kwiaty złożone w darze Buddzie przed pomieszczeniem z jego zębem. Ludzie długo czekają na otwarcie drzwi.





Otworzyli! Fotka pstryk i trzeba udostępnić miejsce innym.



Jeszcze rzut oka na księgi buddyjskie...


... i obraz wykonany wysypanym piaskiem. Tak, tak. Obraz jest z piasku. 





Dziwne pomieszczenie w mini muzeum. Dużo zwierzaków zakonserwowanych.


I czaszki małpek.


Ooo! Wkradła się jeszcze jedna fotka z wizyty u słoni...


... i parę z targowiska hurtowego.






Fotki jak zwykle mieszają się :-).








A tu juz jesteśmy w Horton Plains w Parku Narodowym. Tak naprawdę to fajny trecking (zrobiliśmy ponad 10 km), ale atrakcji niewiele. Dużo chodzenia i tylko kilka widoczków. Ale ogólnie wróciliśmy zadowoleni. Natomiast droga czasem była dość trudna.




I w końcu doszliśmy na koniec świata.


Piękna biedroneczka bez kropek. Wielkości dużego żuka.





Kibelek na trasie. Wszystkie są tu z widoczkiem :-).





Wchodząc do parku pan strażnik skrzętnie usuwał ze wszystkich butelek nalepki. Dlaczego? Nie mamy pojęcia.



A w parku są dziesiątki tysięcy potężnych rododendronów. Niestety kwitnąć będą za miesiąc.








Były też małpki i jelenie.










A Jelenie jak fiordy. Z ręki nam jadły :-). Chyba znacie ten dowcip: Facet wrócił z Norwegi i kolega go pyta czy fiordy widzieli. A na to podróżnik odpowiada - Stary! Fiordy to nam z ręki jadły!






Poletka utrzymane w takiej czystości, że aż nas to zadziwiało.


Do miejsca, w którym teraz jesteśmy dojechaliśmy pociągiem. Podróż może i niedługa bo 65 km pokonane w zaledwie 3,5 godziny, ale warunki paskudne. To nie było fajne.


Ale był też catering. Zimny ryż z czymś tam.



Fotki pociągów dla wnusiów.




Zmęczeni weszliśmy do restauracji na piwo :-).



I w końcu zmęczeni dotarliśmy do hotelu.






W niedzielę msza. Była uroczysta w kościele pod wezwaniem Świętego Franciszka. Akurat obchodzono święto patrona. Pomogliśmy wiązać chorągiewki. Pogadaliśmy też z miejscowym czarnym księdzem. Na koniec powiedział w naszym języku - do widzenia.





Jeszcze tylko słonik na szczęście i naraźki.



1 komentarz:

Unknown pisze...

Hi globetrotters.Jak zawsze zajebiste foty,opisy -codziennie śledzę.Wielki smutek związany z Dorotą,Jesteśmy modlitwą z Romkiem i rodziną.Buziaki -TSA i Slawoj