czwartek, 29 października 2009

Kanary z Dziadkami

Witam wszystkich z Wysp Kanaryjskich. Przyjechałem tutaj z dziadkami, to jest z moim i Basi tatą. Mój tata skończył 80 lat i fundnęliśmy z Basią mu ten wyjazd w prezencie. Ja pojechałem jako przewodnik i kierowca, a Kazika dokooptowałem jako towarzystwo dla Zdzicha, a zarazem w ten sposób chciałem wyrazić swoją ogromną wdzięczność Kazikowi za jego nieustanną pomoc w pracy i w rodzinie. Podczas tych wakacji odwiedzimy dwie wyspy – Gran Canarię i Lanzarottę. Wyjazd indywidualny, ale z rezerwacją hoteli, przelotów i transferów. W planie mamy tylko 2 dni leżenia, a poza tym chcę im pokazać wyspy. Ja je znam z innych wyjazdów i uważam, że są świetnym miejscem na poznanie egzotyki. Gran Canaria, to liczne wąwozy, przepaście, dużo zieleni, ciekawej roślinności. Natomiast Lanzarotta to wyspa wulkaniczna. Niemalże sama lawa. Cudowne i przerażające krajobrazy, oraz wiele atrakcji stworzonych ludzką ręką za przyczyną działalności miejscowego artysty Menriqua. Ja jestem niezwykle urzeczony tą wyspą i z wielką chęcią tutaj wracam. Loty były w spokojne, bez opóźnień. Na lotnisku już czekał na nas samochód, który zawiózł nas do Hotelu. Hotel pięciogwiazdkowy z sieci Sol Melia, znanej mnie i Basi, gdyż już dwukrotnie spaliśmy w nich na Dominikanie, oraz na Kubie. Żarcie wyśmienite. Mięsa i ryby zawsze świeżo przyrządzane na oczach klienta. Ogromny wybór żarcia, ładnie podane i z super obsługą. Wczoraj byliśmy zmęczeni, więc szybko poszliśmy spać. Bardzo się rano uśmiałem. Ja mam pokój do samodzielnego wykorzystania, a dziadki śpią razem. Łóżka są zasłane (od dołu) – prześcieradło spodnie, prześcieradło pod którym się leży, lekka narzuta-kołderka i kapa chroniąca za dnia pościel. Dziadki nie zauważyli tych warstw i spali pod grubą kapą ochronną. Dzisiejszy dzień to byczenie się. Leżymy przy basenie i sączymy piwko i drinki. Zdzicho za dnia nie pija, ale wieczorami ma w planie wlewanie w siebie wspaniałej hiszpańskiej Riojy. Ja mu oczywiście chętnie w tym wtóruję, gdyż Rioja to najbardziej przeze mnie i Basię ulubiona winnica. Jutro pożyczamy samochód i jedziemy oglądać wyspę. Pojutrze zaliczymy jakieś parki natury, aby po podglądać zwierzęta, które przecież uwielbiam. Na pytanie Zdzicha jaki mam wypożyczyć samochód, padło – Moni-Moris. Odwiedziłem już kilka wypożyczalni, ale na razie takowego nie znalazłem. Po południu pójdę na dalsze poszukiwania. Leżymy sobie przy basenie i jest pokaz mody. Laski chodzą między leżakami i prezentują swoje wdzięki (a może ciuchy?). Mówię do Zdzicha – podejdź do dziewczyny i ci pstryknę fotkę, ale on wymiękł. Ta sama prośba do Kazika, a on już jest przy lasce. Pstryknąłem fotkę i wtedy odważny Zdzicho podszedł też do nich i rzecze: no rób to zdjęcie, szybko. Ale stał obok niej daleko i gówno z tego wyszło. Mówiłem mu, że zrobię dużą odbitkę i będzie mógł poszpanować, ale prawdą jednak jest, że krowa, która głośno ryczy – mało mleka daje. Jak Kaziu się mizdrzył do modelki, powiedziałem mu, aby podał jej numer mojego pokoju, ale powiedział, że może mi tylko w ryja dać. Widać solidarność rodzinna zwyciężyła nad solidarnością męską. I po co ja go zabierałem? A mogło być tak pięknie. Zdzisio w ogóle trudno się do czegokolwiek przystosowuje i ciągle marudzi. Zdzichu i Kazik to przeciwności. Kazik jakby połamał nogi, to i tak powiedziałby, że może iść na spacer, bo się super czuje, a Zdzicho w lektyce narzekałby, że trzęsie, że za wolno, słońce praży i w ogóle jest do dupy. Dokładnie przeciwne charaktery. Mam wesoło z nimi. Na obiad wysłałem ich samych. Przyszli po pół godzinie, jacyś niedojedzeni. Zdzicho pyta co to jest: na muszli „coś”? Zgodnie z prawdą odrzekłem, że nie mam pojęcia, może muszle świętego Jakuba, zwykłą małża, a może ostryga. Poszedł więc ze mną na drugi obiad. Okazało się to zwykłą małżą. Zjadł przy okazji jeszcze indyka, surówki i lody. Kiedy wróciliśmy Kazik na hasło lody – poszedł też dojeść i wmiótł jeszcze dodatkowo ciasto i wypił piwo. Przyszedł oburzony, bo kelner kazał mu podpisać rachunek mówiąc kilka razy „rum”. Kaziutek był bardzo oburzony, bo przecież nie pił żadnego rumu, ale w końcu mu na odczepnego podpisał. Biedny kelnerzyna chciał tylko wpisać numer pokoju pytając o room number. Jak dzieci. Nawet na obiad nie można ich puścić samych.

Dziwny owoc dzisiaj zobaczyłem na roślinie. Przesyłam jego fotki, ale nie wiem, co to jest. Specjalnie dla panów nagie laski. No to na razie tyle. Do następnego kontaktu, może jutro, może pojutrze.




Brak komentarzy: