poniedziałek, 23 maja 2011

Przedwczesny koniec wakacji.

Smutną wiadomość otrzymaliśmy na Korsyce. Zmarła Ciocia Basi. Była nam bardzo bliska. To żona Maniusia. Generalnie ja nie lubię mieszkać u kogoś, bo jest to dla mnie bardzo krępujące, ale jest taki jeden dom, w którym czuję się całkiem swobodnie. To właśnie dom Haliny i Maniusia. Wracamy zatem do Polski na pogrzeb. Na blogu spotkamy się jesienią na początku października.

czwartek, 19 maja 2011

Corsica


Dzisiaj nie mam neta, więc piszę na razie w Wordzie, a potem przerzucę tylko tekst. Dlatego tekst będzie ciurkiem, a fotki musicie sobie sami dopasować. Nie da się napisać przemiennie tekstu ze zdjęciami i w całości publikować. Ten piękny zachód słońca to wschód. Jak zwykle nie mogę rano spać i budzę się między 5.30, a 6.30. W środę czekał na nas prom na Korsykę. Czas był na pożegnanie z Sardynią. Myślę, że jeszcze tutaj wrócimy. Kilka osób powiedziało nam przed wyjazdem, że będziemy bardzo zaskoczeni różnicami pomiędzy Włochami północnymi, a południowymi. Różnica okazała się znacznie większa aniżeli sobie to wyobrażaliśmy. W Sycylii nie zakochaliśmy. Neapol rozczarował nas bardzo, ale Sardynia urzekła niesamowicie. Przede wszystkim ludzie. Uprzejmi do granic owej uprzejmości, nieludzko mili. Poza tym czysto i kraina mocno ucywilizowana. Dobre drogi, fajne miasteczka, piękne krajobrazy… Jest do czego wracać.
                Na promie się uśmiałem. Ludzie zajęli miejsca siedzące na otwartym pokładzie tyłem do kierunku rejsu tylko dlatego, że statek stał rufą w kierunku Korsyki. Mówię do Basi – Patrz jak się będą przesiadać gdy ruszymy! – i tak po obraniu prawidłowego kursu wszyscy jak na komendę się poprzesiadali. Mewa to pasażer na gapę. Pewnie nie chciało jej się lecieć między wyspami i przeprawiła się promem. Na Korsyce przywitało nas przepiękne miasteczko Bonifacio. Położone jest przedziwnie w długiej na 1,5 kilometra i szerokiej na 50 metrów zatoce równoległej do linii brzegowej. Mówiąc prościej – płynąc prostopadle do wyspy – wpływamy do wąskiej zatoki, która po kilkuset metrach skręca w prawo pod kątem 90 stopni  znikając z wysokimi skałami. Miasteczko położone jest na dwóch poziomach. Przy morzu i na wysokich skałach. Wybraliśmy się na zwiedzanie jego trochę pieszo, trochę lokalnym małym pociągiem drogowym, a potem statkiem. Zjedliśmy przepyszny obiad w maleńkiej restauracyjce, połaziliśmy wiele kilometrów, a na wodzie obejrzeliśmy miasto z dołu, oraz liczne groty w najbliższej okolicy. Jedna z nich miała otwór, w którym nasz stateczek ledwo się mieścił, ale sprawny kapitan dał radę i wpłynęliśmy do przepięknej sali z otworem nad u jej dachu. Krystaliczna woda dodawała uroku. Na jednym ze zdjęć jest stanowisko strzeleckie. To tutaj kręcono Działa z Navarony. Zdjęcie przypadkowej motorówki ma pokazać jak sobie wczoraj śmigaliśmy. Zapomniałbym. Pan przewodnik na statku pokazał nam jak się karmi mewy. Same podlatywały i jadły z ręki. Muszę w Polsce spróbować. Spaliśmy na kampingu w Bonifacio, ale tutaj nie ma plaż i niczego więcej do zobaczenia, poza tym co już widzieliśmy. Dlatego też ruszamy w dalszą drogę. Chcemy pojechać się pobyczyć do Porto Vecchio. Ponoć są tam najpiękniejsze na Korsyce plaże. Sprawdzimy to. Mamy tylko nadzieję na trochę lepszy kamping, bo ten dzisiejszy jest klaustrofobiczny. Kampery stoją obok siebie tak blisko, że nie ma nawet gdzie krzeseł i stolika ustawić. Ponadto kible są kucane, a jak się spuszcza wodę, to ona wypływa wprost pod nogi. To się nazywa Franca-Elegancja. 21 wiek, Europa, kraj rozwinięty a kible bez papieru toaletowego i zimna woda pod prysznicem. Do tego obsługa, która zna wyłącznie język francuski. Do niedzieli musimy to znieść. Nie ma też Internetu, bo mobilny mam włoski, a to Francja. Kamping też oczywiście nie jest przygotowany na dzikich ludzi z komputerami w łapach, czyli bez WiFi. I to wszystko na jedynym w mieście kampingu w miasteczku nieludzko turystycznym z dziesiątkami restauracyjek i tłumami przyjezdnych. FRANCJO! WSTYDŹ SIĘ! Także liczymy na lepszy kamping i jakiś Internet, abym mógł chociaż wysłać tego bloga i pocztę odebrać. Buziaki.
                Właśnie mieliśmy się ewakuować o 7.00 rano, ale okazało się, że recepcja czynna od 9.00 lub od 8.00 i musimy czekać. Wczoraj chciałem zapłacić tłumacząc, że rano chcemy jechać, ale żabojadom udało mi się przekazać, że szef będzie od 6.00 i nie będzie problemu z zapłatą. Dzisiaj chcę płacić, ale okazało się że szef mnie oczekiwał po 6.00 wieczorem dnia wczorajszego. Tragedia. Już chcę wracać do Włoch.































Posted by Picasa

wtorek, 17 maja 2011

Motorowka

No i byliśmy na motorówkowej wycieczce. Wylegilewaliśmy się na dzikich plażach, gdzie tylko my byliśmy na nich. Zdjęcia są orginalne bez podkręconych kolorów. Woda niezwykle błękitna.

Oto nasz łódź. Rozwikjała prędkość do 56/h co na otwartym morzu i falkach było szaloną szybkością.

A tu złośliwa Baśka przyłapała mnie przy czynnościach fizjologicznych.









A niżej moja wędka, moja noga i piękny błękit wody.

A to jedyna moja zdobycz.

Na koniec popłynęliśmy na wyspę Maddalena i zachaczyłem śrobą o dno. Kosztowało mnie to 120E. Ale i tak było pięknie. Jutro o 10.00 mamy prom na Korsykę.
Naraźki

Posted by Picasa

poniedziałek, 16 maja 2011

Ale kolacja!



 
Najpierw  parę fotek z telefonu. Powyżej ryba bez tułowia. Natomiast poniżej to łódka którą (sami) udamy się na cudne wyspy. Ale wyprawa nie taka łatwiutka, bo mamy do zrobienia kilkanaście kilometrów po otwartym morzu. Wyzwanie dla nas fajne. Ruszamy po 10.00 i pływamy do wieczora.

 
Wieczorem udaliśmy się na owoce morza. Zamówiliśmy zestaw składający się z... 13 półmisków i 16 dań. Potem prawdziwe włoskie tiramisu i lody. Basia ciągle cierpi z przejedzenia (a jest już rano).


A poniżej kolacja przedwczorajsza w restauracji u Franca. Wykwintnie nieludzko, drogo nadludzko, a smaki nie trafiły w nasze gusta.





Basia udała sie na schoping, a ja postanowiłem zarzucić sobie dyżur w kuchni. Na antipasti była bruscetta, primio piati to małże, a secundo piati ryby. Ponoć żonce smakowało.



sobota, 14 maja 2011

Sardegna


Piszę z duszą na ramieniu, bo przed chwilą wylałem wino na laptopa i jest świeżo po rozbiórce, myciu i suszeniu. Ale na razie daje radę. Fotka powyżej i poniżej to Capri. Naprawdę ładna wyspa, aczkolwiek droga do granic możliwości. Leżak 20 euro i to nie na własność, ale za dzień na nim leżenia. Potrzepało ich.









Każdy samochód może być kabrioletem. Nawet vany i busy potrafią przerobić. A poniżej Positano. Wynajęliśmy skuter i pojechaliśmy 20 kilometrów do tej malowniczo położonej na zboczu miejscowości. Uliczki wąskie, czasem mają 1 metr.Pięknie.



A to już słynne Pompeje, czyli miasto z 76 roku nasze ery. Zachowane tak dobrze, bo zasypała je lawa wulkaniczna na wysokość 4 - 5 metrów. Odkryte niedawno przypadkowo. Dzięki temu pyłowi zakonserwowane zostało idealnie, czasem nawet z malowidłami. Niestety także z ludźmi, którzy zginęli podczas wybuchu wulkanu. A propos erupcji, to kilka dni po naszym wyjeździe spod Etny, odezwał się ten wulkan i przysypał warstwą dwóch centymetrów drogi którymi jeździliśmy. Poniżej kilka fotek z Pompejów (Pompei???)








Już w starożytności byli zboczeńcy malujący obsceniczne sceny z życia zdeprawowanego ludu :).


A poniżej Neapol. Tak brzydkiego i brudnego miasta nie widzieliśmy. Kierowcy jeżdżą, jakby nie było żadnych zasad. Jakaś paranoja.








A to kultowa pizzeria w Neapolu. Z roku bodajże 1870. Dają u pizze margaitę i marinarę (z czosnkiem, oregano i sosem pomidorowym, ale bez sera). Ta margarita może być z serem lub podwójnym serem. Ponoć to najlepsza pizza na świecie. Kłóciłbym się, ale zaliczyliśmy. Staliśmy w 20 minutowej kolejce, aby w ogóle wejść. Wystrój pożal się boże, ale klientów nie brakuje. Za to ceny wyjątkowo niskie. Sami zobaczcie, bo zrobiłem fotkę całego menu.









A tutaj przykład do czego służą chodniki we Włoszech. I tak jest wszędzie. 

W czwartek wsiedliśmy na prom i udaliśmy się na Sardynię. Coś tam znowu zepsuło się w kamperze i trzeba było pojechać do kamperowego serwisu. Jedną rzecz naprawili od ręki, ale mamy zepsute ogrzewanie postojowe i dopiero w Polsce uda się je naprawić. mamy nadzieję, że nie będzie nam potrzebne. Wczoraj zatrzymaliśmy się na wielkim, acz opustoszałym campingu, mało urokliwym, ale dzisiaj jesteśmy na przecudnym. Mamy własną plażkę, a w wodzie są wielkie głazy. Woda kryształ. Cudnie. Zostaniemy tu kilka dni. Kończę, bo żona mnie na kolację goni :). Naraźki.